niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 3
Wieczorem, gdy miałem zamiar zakopania się w łóżku, aby oglądać filmy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zakląłem cicho pod nosem wiedząc, że jest to Enzo. Na pewno chce mnie gdzieś wyciągnąć, a ja chciałem spędzić ten wieczór sam, leniąc się w łóżku. Otwarłem drzwi i jak się okazało, nie myliłem się.
- Ubieraj się, za chwile wychodzimy. - powiedział zadowolony trzymając w jednej ręce piwo, a w drugiej papierosy. Jak na każdego Włocha przystało - paliłem, a on razem ze mną.
- Chciałem się umyć.
- to zrób to, ale szybko. Wychodzimy na miasto stary! Wakacje się zaczynają! - krzyknął. Jakiś sąsiad uchylił drzwi i spojrzał na nas wrogo.
- Cisza! Ja już nie mam wakacji od 50 lat, więc zamknijcie się, bo pracuję. - powiedział surowo.
- Ale my mamy i proszę to uszanować. - Enzo odwrócił się do niego, a ja dałem dłoń na twarz. Co za debil.
- Jesteś tępakiem tępakiem.. - wyszeptałem. - Będę gotowy do 20 minut. Z kim idziemy?
- z Ugo i Agnese. - odparła i skierował się do swojego mieszkania. - Ruuuchy! - zawołał. Ja wróciłem do siebie, a konkretnie skierowałem się prosto do łazienki.

Po krótkim prysznicu ubrałem szybko dżinsowe spodenki po kolana i czarny T-shirt z nadrukiem clowna jadącego na rowerze. Ubrałem na prawą rękę złoty zegarek, zabrałem portfel, telefon i wyszedłem z mieszkania. Na schodach siedział już Enzo i bawił się swoim LG. Ubrany tak jak przedtem.
- Nareszcie stary! - wstał i zaczął zbiegać po schodach, a ja z nim.
- Muszę zadzwonić do mamy. - wybrałem numer i przyłożyłem telefon do ucha. Odezwała się poczta głosowa. Po usłyszeniu sygnału, nagrałem wiadomość.
- Idę z Enzem na miasto, jakby coś się działo to dzwoń. -  rozłączyłem się. Wyszliśmy przed kamienicę.
- Gdzie oni będą?
Ruszyliśmy w stronę centrum.
- Przy fontannie. Zahaczymy o pizzerie? - zapytał patrząc w kierunku budynku, z którego dobiegała głośna muzyka. To jedyna taka pizzeria w Bari. Kelnerzy włącznie z samym pizz-menem tańczą do rytmu starej, włoskiej muzyki. Wspomniałem o tym, że śpiewają?
- Mówiłeś, że czekając. Pohamuj swój głód.
- A Ty dzisiaj pijesz?
- Czemu miałbym nie pić? Tego nigdy nie zaszkodzi. - zacząłem się śmiać.
- Tak, ale dzisiaj coś pieprzyłeś, że..
- Picie to nic złego. Picie z umiarem, to już coś poważnego.. - powiedziałem poważnym tonem, a chłopak zaczął się śmiać.
- Wiesz co? I tutaj widać, że razem się wychowaliśmy! - poklepał mnie po plecach.
- Ta, od małego te same nawyki. - zaśmiałem się i spojrzałem w stronę restauracji.
- Czy to.. Czy to nie Tina? - wskazałem na dziewczynę, która siedziała przy stoliku wystawionym na dworze. Wszystkie osoby, które przy nim siedziały żywo o czymś rozmawiały, tylko ona jedyna siedziała z wzrokiem wbitym w stół.
- Mnie pytasz? To Twoja laska. - odparł.
- Nie jest moja..
- Jeszcze. Idź, przywitaj się. - popchnął mnie w jej stronę. Potknąłem się i upadłem na płotek. Usłyszałem jak Enzo się śmieje. Natychmiast wyprostowałem się i zobaczyłem jak Tina na mnie patrzy. Śmiała się.
- Hej, chciałem tylko.. powiedzieć hej. - powiedziałem i pomachałem jej ręką. Ona na to jeszcze bardziej zaczęła się śmiać i odmachała. Z uśmiechem na twarzy cofnąłem się kilka kroków do tyłu.
- Jesteś martwy człowieku. - powiedziałem do przyjaciela. On w odpowiedzi parsknął śmiechem.
Skierowaliśmy się ponownie w stronę fontanny. Mijało nas mnóstwo ludzi, których w ogóle nie kojarzyłem. Wakacje i wszyscy się zjeżdżają. Chyba to najbardziej kocham w tym mieście - zawsze są tutaj ludzie.
Gdy byłem mały biegałem po tym mieście jak oszalały, pewnie dlatego znam wszystkie tutejsze zakątki.
- Znów rozmyślasz o Tinie? - Enzo dźgnął mnie w ramię.
- Nie, o Bari. - uśmiechnąłem się smutno przypominając sobie wszystkie spacery z moim tatą po tych uliczkach. On kochał spacerować i chodzić na różne wycieczki, dlatego co jakieś weekend wyjeżdżaliśmy w północ, do gór. Teraz już nawet nie pamiętam jakie to uczycie spacerować po nich.
- Wiem o czym myślisz, przestań. Wakacje, nie możesz być smutny. - poklepał mnie po plecach. Kochany przyjaciel, zawsze potrafi czytać w moich myślach.
Szybko doszliśmy do celu. Ugo i Agnes siedzieli na fontannie. Trzymali się za ręce i rozmawiali.
Ugo to wysoki blondyn starszy od nas o 2 lata. Jest dobrze zbudowany i ma duże szczęście, że ma przy sobie Agnes. Chłopak chodzi z bogatej rodziny, jednak źle się w nie czuje, bo oni go nie akceptują, nie wiadomo dlaczego. Jest sympatyczny, ale potrafi być wredny. Agnes to średniej wysokości brunetka, która jest bardzo zakochana w Ugo. Jest bardzo oddana w tym związku, dla niego zrobiłaby wszystko. Podeszliśmy bliżej, gdy nas ujrzeli wstali. Obydwoje z uśmiechali na twarzy.
- Cześć. - podałem rękę Ugo, a Agnes przytuliłem. Enzo zrobił to samo.
- Idziemy na plaże? - zapytał Ugo. Wszyscy przytaknęli. - Ale idziemy tamtędy. - wskazał na drogę, którą przyszliśmy. - Muszę kupić wino, mamy dzisiaj rocznicę. - objął Agnes w talii. Zawróciliśmy i ponownie weszliśmy w uliczkę pełną butików.
- Jak się macie chłopaki? - zapytał.
- Cosimo przeżywa swoje pierwsze, poważne zakochanie. - odezwał się Enzo.
- To bardzo dobrze. Kim jest ta szczęściara?
- Za chwile ją zobaczysz w pizzerii, pokażę Ci ją. - ponownie odpowiedział za mnie mój przyjaciel.
- A u Ciebie Enzo? Jak Twoje zakochanie? Bo widzę jak na razie, że zajmujesz się sercem swojego przyjaciela. - odezwała się Agnes. Ugo i ja zaczęliśmy się śmiać, a twarz chłopaka nagle stała się poważna.
- U mnie ze sprawami miłosnymi wszystko okej.
- Zakochał się w lasce, z którą ma kontakt, ale boi się ją zaprosić na randkę. Blondyn. - powiedziałem i pokazałem mu język, a Ugo i jego dziewczyna wybuchnęli śmiechem.
- No, faktycznie. Myślałem, że jesteś trochę bardziej odważny. - blondyn nie potrafił zapanować nad śmiechem.
- Czekaj.. ja też znałam chłopaka, który bał się zaprosić dziewczynę na randkę i ona go wyręczyła.. - odezwała się dziewczyna. Ugo natychmiast ucichł. - Czekaj, to czasem nie byłeś Ty, Ugo? - uniosła głowę i spojrzała na niego. Tym razem to my zaczęliśmy się śmiać.
- Wbrew pozorom jestem bardzo wstydliwy.
- Czekaj, a kto dwa lata temu, w wakacje rozbierał się na plaży po pijaku i mówił 'ludziska! zero wstyduuu! Pokój wszędzie!' - zakrzyczałem, Enzo zaczął się śmiać, a blondyn odwrócił głowę.
- Nie, nie mów, że to byłeś Ty! - dziewczyna wskazała na niego palcem i zaczęła się śmiać.
- Byłem pijany, to się nie liczy. - zmienili temat i zaczęli mówić, a ja przestałem ich słuchać i zatopiłem się w myślach. Wspominając imprezy przypomniała mi się pierwsza impreza z Jen. Kiedyś nie przyjaźniliśmy się tak bardzo jak teraz. W gimnazjum chodziłem do niej tylko na lekcje prywatne, rozmawialiśmy dużo, ale pod koniec ostatniej klasy, na ostatnich zajęciach zapytała czy nie chciałbym wpaść do niej na urodzimy. Oczywiście przyszedłem, jakbym miał nie przyjść? Impreza była genialna, pierwszy raz się upiłem i  to jeszcze z własną nauczycielką. Do dzisiaj mi to wypomina. Od tamtego czasu spotykamy się regularnie i wiemy o sobie wszystko.
- A to jest ukochana Cosima. - to zdanie przywróciło mnie do teraźniejszości. Zobaczyłem jak Ugo idzie w stronę restauracji, w stronę Tiny. Chwyciłem Enza za koszulkę i przeciągnąłem w bok.
- Po co mu to mówiłeś?! Nie wiadomo co jej nagada, bałwanie. - nie ukrywałem złości. Powinien wiedzieć, że tak się nie robi. Tylko on wiedział kto mi się podoba i wszystkim to rozgaduje. Odwróciłem się i ujrzałem jak Tina wstaje i idzie w naszym kierunku, obok Uga. On coś do niej mówił, a ona się tylko uśmiechała.
- Poznałem Twoją koleżankę, nie masz nic przeciwko, żeby szła z nami, prawda? - zapytał z uśmiechem i stanął obok Agnes.
- Nie, jasne, że nie. - poczułem jak robi mi się gorąco. Ona idzie z nami? To powiększa moje szanse.Oni ruszyli do przodu, a ja z Tiną szliśmy parę kroków za nimi.
- Co on Ci powiedział? - zapytałem.
- Kiedyś Ci powiem, ale to nie odpowiedni moment. - uśmiechnęła się i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Przerwaliśmy Ci rodzinną kolację?
- Tak i szczerze jestem wam za to bardzo wdzięczna.
- Dlaczego?
- Moja rodzina jest nudna, nie pasuję do nich. Tylko moja siostra się wyróżnia, ale niestety.. Studiuje.
- Na pewno nie jest tak źle. - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie i parsknęła śmiechem. - Dobra, wstrzymuję się, wypowiem się, gdy ich poznam. Gdzie siostra studiuje?
- Nie chciałbyś. - odparła od razu. - W Polignano. Tęsknię za nią tak bardzo, ale nie miałabym czasu na naukę, gdybym do niej jeździła.
- Ale teraz będą wakacje, to wraca?
- Nie, właśnie. Leci z chłopakiem do jego rodziny we Francji i wraca dopiero za miesiąc. Także..
- Mogę Ci ją zastąpić, jeżeli nie masz się komu wygadać. - zaoferowałem się, a ona zaczęła się śmiać. - Wiesz.. mogę pożyczyć jej kosmetyki, założyć perukę, ubrać jak ona.. wszystko jest możliwe. - Dziewczyna zaczęła się jeszcze głośniej śmiać.
- Moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. - jęknęła i ponownie zaczęła się śmiać. Zatrzymała się i zgięła w pół. Nie potrafiła opanować śmiechu.
- Co z nią? - zapytał Ugo i zaczął się śmiać. - Ale zajebisty śmiech.
Dziewczyna uniosła kciuk w górę, ale wciąż nie przestała się śmiać.
- Coś Ty jej powiedział? - zapytał Enzo. Ja wzruszyłem ramionami.
- Sklep nam zamkną. - skrzywił się. Ugo także nie potrafił opanować śmiechu, ale podszedł do mnie.
- Serio, weź ją na ręce, albo nas dogońcie czy coś. - poklepał mnie po ręce i podszedł do Agnes wciąż się śmiejąc. - Ta dziewczyna ma zajebisty śmiech. - skomentował i poszli.
- Tina musimy..
- Nie dam rady. - wciąż się śmiała. - Chyba.. chyba mi coś zadziałało. - zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Sama tego chciałaś. - powiedziałem sam do siebie i zwinnym ruchem zabrałem ją na ręce. Ona nie przestając się śmiać zarzuciła mi ręce na szyi.
- Piłaś coś? Takie skromne pytanko.
- Oprócz wina do kolacji, nic! Przysięgam. - wyszczerzyła się. Wraz z naszymi krokami jej śmiech malał.
- Twoja dziewczyna wciąż się śmieje? - zapytał Ugo, gdy stanęliśmy przy sklepie na plaży.
- Nie jesteśmy razem. - poprawiłem skromnie. - Po drugie, tak. - spojrzałem na nią, a ona się uśmiechała.
- Przestałaś? - zapytałem. - Niemożliwe. Postawić Cię?
Tina przytaknęła, więc postawiłem ją na piasku.
- Szczerze? Udawałam przez większość, żebyś mnie niósł. Dziękuję. - uśmiechnęła się i poszła w kierunki morza.
- Ale się dałeś wykorzystać. - zaśmiał się Enzo.
- Kłamczuszka. - szepnąłem patrząc w oddalającą się sylwetkę dziewczyny.
***
Dwie godziny wciąż siedzieliśmy na brzegu morza. Agnes i Ugo już trochę upici, Enzo w sumie też. Tylko ja i obok siedząca mnie Tina wypiliśmy po piwie. Dziewczyna opierała o mnie swoją głowę i patrzyła w morze. Od dłuższego czasu się nie odzywała.
- O czym myślisz? - zapytałem.
- O seksie! - odezwał się Enzo i zaśmiał się głupkowato.
- Nie myśl o czymś co Cię nigdy nie spotka. - zgasił go Ugo i położył głowę na brzuchu Agnes.
- Mówiłem do Ciebie. - skierowałem wzrok na Tinę. Dziewczyna usiadła po 'turecku'.
- O dzieciństwie. Zawsze tu przychodziłam z bratem i siostrą, gdy byłam młodsza. Miałam nawet chłopaka. - zaśmiała się cicho. - Życie dziecka było takie niewinne, bezproblemowe.. - szepnęła.
- Też tak uważam.. Ale patrząc z innej perspektywy, to mimo tych wszystkich problemów nastolatków, też mają zajebiste życie. Pierwsze zakochania, przyjaźnie. Jak było się dzieckiem, nie znało się tego. Nie było poważnych przyjaźni ani niczego podobnego.
- O nie, Cosimo znów na wieczór staje się filozofem. Stary zakażę Ci pić. Nawet jedno piwo na Ciebie źle wpływa. - odezwał się mój przyjaciel. Ugo, Agnes i Tina zaśmiali się.
- Co się czepiasz mojej filozofii, co?
-Zawsze po pijaku napieprzasz o nie wiadomo czym. Zawsze.
- Nie pił..
- Przestańcie się kłócić, bo mnie za chwile zacznie głowa boleć. - przerwał nam Ugo i wstał. - Idziemy się kąpać? - wskazał na morze. Wszyscy, oprócz Tiny wstaliśmy bez słowa. Ugo, Agnes i Enzo zdjęli koszulki i skierowali się w stronę wody, ja natomiast kucnąłem przy dziewczynie i oparłem się o jej kolana.
- Czemu nie idziesz pływać? - zapytałem.
- Nie mam ochoty, ale Ty idź. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie zostawię Cię samej. Przejdziesz się? - wyprostowałem się i podałem jej dłoń. Dziewczyna wstała, otrzepała się od piasku. Poszliśmy w stronę baru, w którym jutro miała odbyć się impreza. Teraz dochodziła północ, a tam wciąż był tłum ludzi.
- Za niedługo będę musiała wracać. - szepnęła i stanęła w miejscu patrząc na wodę
- Mogę Cię odprowadzić. - zaoferowałem.
- Nie trzeba, kierowca ojca po mnie przyjedzie. - usiadła, a ja obok niej.
- Długi spacer, muszę przyznać. - zacząłem się śmiać.
- Możemy iść dalej, jeżeli chcesz.
- Nie no, możemy zostać. Może naszła Ci chęć pływania?
- Hm.. - zastanowiła się chwile. Z jej twarzy ani na sekundę nie zniknął uśmiech. - W sumie to mogę. Ale nie rozbieram się. - wstała i spojrzała na mnie.
- Nie mów, że jesteś kolejną dziewczyną w pięknym ciałem z kompleksami. - zdjąłem koszulkę i wstałem.
- Nie, mam po prostu coś czego nienawidzę i nie chcę, aby ktoś to zobaczył. - szepnęła.
- Oh, wy kobiety. - jęknąłem i ruszyłem w kierunku wody. Wskoczyłem, zanurkowałem. Gdy się wynurzyłem dziewczyna stała obok mnie.
- Ale masz włoski. - zaczęła się śmiać i poczochrała mnie po głowie. Byliśmy zanurzeni po pępek. Wskazałem na jej głowę i zacząłem się udawanie śmiać. Szybko chwyciłem ją w talii i skoczyłem w bok zanurzając ją i siebie przy tym w wodzie.
- O Ty, nie żyjesz! - krzyknęła poprawiając włosy. Zacząłem się śmiać.
- Teraz można i Ciebie czochrać. - wybuchnąłem śmiechem, a ona zaczęła mnie chlapać i skoczyła w moją stronę. Zrobiłem udany unik i zacząłem się śmiać. Tina ponownie się zanurzyła.
- Dobra, nie chce mi się. Zgoda? - podała mi rękę i przybliżyła nieco. Wzruszyłem ramionami pewien, że niczego nie zrobi. Dziewczyna jednak w ostatniej chwili skoczyła na mnie i zanurzyła moją głowę w wodzie. Gdy się wynurzyłem usłyszałem śmiech Tiny. Wiele razy słyszałem jej śmiech, ale nigdy nie był taki szczery i głośny. Uśmiechnąłem się, chciałem coś powiedzieć, ale dziewczyna mi  przerwała.
- Słyszysz coś? - zapytała.
- No, muzykę z baru.
- Nie, nie. Chyba.. Chyba mój telefon dzwoni. - szepnęła. Chwilę jeszcze nasłuchiwała i rzuciła się biegiem na brzeg. Ja za to zanurkowałem z otwartymi oczami. Widziałem kilka rybek. Woda na dnie była chłodna, to najbardziej lubię, gdy wokoło jest gorąco. Usłyszałem zmieszany krzyk. Wynurzyłem się z wody i spojrzałem w stronę brzegu.
- Cosimo! - Tina do mnie machała. Nurkując nie spostrzegłem,że odpłynąłem trochę dalej. Zacząłem płynąć w jej stronę. Ostatnie parę metrów przeszedłem.
- Muszę wracać. Kierowca tu jedzie. - oznajmiła wykręcając włosy.
- Masz, wytrzyj się tym. - podałem jej swoją koszulkę.
- Nie trzeba. Ubierz ją. - uśmiechnęła się. Zabrała telefon i spojrzała na mnie.
- Odprowadzić Cię do parkingu? To parę kroków. - zaproponowałem, a ona przytaknęła. Chwilę szliśmy w ciszy.
- Dziękuję Ci bardzo za miły wieczór.. - powiedziała.
- Ja jutro będę dziękował Tobie.. z resztą podziękuj Ugo, ja jakoś nie miałem odwagi do Ciebie podejść. - przyznałem, a ona zaczęła się śmiać.
- Wiem, mówił mi.
- Właśnie, co on Ci mówił?
- Mój kierowca już jest.. - wskazała na czarnego mercedesa stojącego na parkingu. Dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę.
- Zaczekaj. - chwyciłem ją lekko za dłoń i przyciągnąłem.
- Co Ci powiedział? - powtórzyłem pytanie. Tina uśmiechnęła się tajemniczo.
- Powiedziałam Ci już.. Kiedyś Ci powiem.. - cofnęła się kilka kroków, odwróciła i pobiegła do auta zostawiając mnie samego. Co on jej mógł powiedzieć? To mi chyba nigdy nie da spokoju. 



A oto Ugo i Agnes.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 2
Godzinę później czekałem przed wyjściem ze szkoły na Tinę. Enzo pojechał na moim krosie do domu, umówiliśmy się, że po mnie przyjedzie. Gdy usiadłem na ławce, ujrzałem dziewczynę kierującą się w moją stronę. Szła z Monicą. Uśmiechała się szeroko. Zakochałem się w jej uśmiechu. Podeszły do mnie.
- Cześć. - odezwała się pierwsza jej przyjaciółka. Monicę znam od przedszkola, ale jakoś nigdy nie utrzymywałem z nią kontaktów.
- To do zobaczenia. - powiedziała Tina i pocałowała dziewczynę w policzek po czym spojrzała na mnie. - Idziemy?
Przytaknąłem bez słowa i wstałem. Przeszliśmy parę metrów bez słowa.
- Więc Cosmo.. mogę tak do Ciebie mówić? - zapytała. Zaśmiałem się cicho.Ona może wszytko.
- Jasne, że możesz.
- Tak mnie to zastanawia cały czas.. Dlaczego akurat dla mnie napisałeś ten wiersz?
- Teraz to mnie zamurowało. - powiedziałem i zacząłem się nerwowo śmiać. - Po prostu czytałem i patrzyłem na Ciebie. - spojrzałem na nią kątem oka. Uśmiechała się i kiwała głową tak, jakby mi nie wierzyła.
- Powiedzmy, że Ci uwierzyłam. - chwila ciszy. - I teraz tak nagle mnie odprowadzasz?
- Ah, musimy drążyć ten temat?
- A czemu nie?
- Po prostu chciałem Cię lepiej poznać. W końcu chodzimy do jednej klasy już 2 lata, a nawet na marne 'cześć' nie jesteśmy.. - spróbowałem jakoś normalnie z tego wyjść. Dziewczyna chyba w to uwierzyła, bo już nie wróciła do tematu.
- Masz jakieś plany na wakacje? - zapytałem przerywając niezręczną niszę, która zapanowała.
- Nie, zostaję na 3 miesiące w domu. Pierwszy raz rodzice mi pozwolili, a sami wyjeżdżają. A Ty?
- Też raczej tutaj zostaję, nie lubię wyjeżdżać.
- Dlaczego? W wakacje też nie? Przecież tak nie można.
- To dlaczego zostajesz? - uśmiechnąłem się.
- Oh. - jęknęła. - Nie używaj moich słów przeciwko mnie, okej?
- Dobrze, dobrze.
- Mam ochotę poznać Cię bliżej. - wypaliła nagle.
- Co stoi na przeszkodzie? Bo nie rozumiem.
- W sumie to nic. - zaśmiała się. - Masz rodzeństwo?
- Nie, nie. A Ty?
- Brata i siostrę..
- Zawsze chciałem mieć rodzeństwo, ale.. niestety.
- Masz przecież Enza, z nim jesteś jak brat, no nie? - skąd ona o tym wie? Zauważyła to czy Monica jej powiedziała? W takim razie musiała o mnie pytać. Na samą myśl o tym uśmiechnąłem się. Szliśmy chwilę w ciszy. Nagle Tina odskoczyła z krzykiem w moją stronę i chwyciła mnie za ramię. Usłyszałem szczekanie. Spojrzałem w dół, a w naszą stronę bieg mały, czarny szczeniak.
- Boisz się psów? - zaśmiałem się i schyliłem. Pies podbiegł do mnie i zaczął mnie lizać po ręce.
- Tylko tych małych.. Bo wiesz, one mogą szybko ugryźć. Wziąłem go na ręce i przybliżyłem do Tiny. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona, a szczeniak zaczął merdać ogonem.
- Popatrz jaki słodki, nic Ci nie zrobi. - powiedziałem i przytuliłem do siebie. Zabrałem jej dłoń i powoli położyłem na jego sierści.
- I co? Takie to straszne? - zapytałem. Tina uśmiechnęła się szeroko i zaczęła coraz to bardziej głaskać pieska.
- Dobra, może przesadzam. Zachowałam się jak idiotka.
- No, przesadzasz. Nie mów tak o sobie. - odstawiłem szczeniaka i ruszyliśmy w dalszą drogę. - Tak w ogóle to gdzie mieszkasz? - zapytałem.
- W willi palazzo. - odparła. - a Ty?
- O kurde, dziwię się, że jesteś tak sympatyczna.
- A to dlaczego?
- Bo musisz być bogata, a jesteś normalna.
- Nie ja, tylko moi rodzice. - poprawiła mnie. - Nigdy nie chciałam być rozpuszczona, a jestem najmłodsza, więc było to trudne.
- Ale dałaś radę. - pochwaliłem.
- A Ty gdzie mieszkasz?
- W tych nowo wybudowanych kamienicach w centrum. - wskazałem kciukiem za moje plecy.
- Z rodzicami?
- Z mamą. Tylko z mamą. - spuściłem lekko głowę.
- A co z tatą? - wiedziałem, że zapyta. Łzy napłynęły mi do oczu, więc odwróciłem szybko głowę.
- Odszedł. - szepnąłem.
- Mieszka gdzieś, tu czy jak?
- Nie ma go.. Nie żyje.. - otarłem łzę, która zdążyła wypłynąć z mojego oka. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i przytuliła.
- Przepraszam, ja.. nie wiedziałam. - szepnęła. - Jest mi głupio.
- Niepotrzebnie, nie musiałaś wiedzieć. - odparłem. Na chwilę odciąłem się od teraźniejszości i powróciłem wspomnieniami do przeszłości. Do tego co wydarzyło się niecałe rok temu. Wypadek. Moja rozsypka, depresja mamy.. Nawet nie zorientowałem się kiedy łzy napływające do moich oczu i zaczęły spływać po policzkach.
- Ej, Cosmo.. Przepraszam.. - zaszła mi drogę i spojrzała w oczy. - Mogłeś powiedzieć, że nie chcesz o tym gadać.
- Spokojnie, jest dobrze. - otarłem policzki ręką. - Mieszkasz za rogiem, prawda? - zmieniłem temat jak najszybciej się dało. Zaczęliśmy przemieszczać się ponownie.
- Tak, tak. Słuchaj, jak nie chcesz to możesz już..
- Odprowadzę Cię. - przerwałem jej i wyciągnąłem telefon. - Zadzwonię tylko po Enza.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wybrałem numer przyjaciela, długo nie musiałem czekać na to, aby odebrał.
- Ziomek, wpadnij po mnie pod cukiernie. - nakazałem.
- Jadę. - odparł i się rozłączył. Po chwili stanęliśmy pod dużą posesją ogrodzoną dookoła czarnym, dużym płotem. Dom duży, dwu piętrowy, brązowy. W ogrodzie znajdowało się dużo kwiatów, widać, że zadbanych.
- Piękny dom. - szepnąłem.
- Następnym razem ja Cię odprowadzam. - dźgnęła mnie lekko w żebra. - Będziesz jutro na imprezie na plaży?
- Na jakieś? Gdzie?
- Jutro na plaży w Bari, w tym barze na brzegu jest impreza rozpoczynająca wakacje. Fajnie by było, gdybyś wpadł, razem z Enzem.
- Z Enzem? - zaraz padnę, jeżeli powie mi, że jej się podoba.
- Jeżeli mu nie powiesz to zdradzę Ci tajemnicę. - szepnęła rozglądając się. Nachyliła się i szepnęła mi do ucha.
- Podoba się Monice. - uśmiechnęła się, a ja razem z nią.
- Ona mu też.  odszeptałem. Dziewczyna zaśmiała się głośno i uśmiechnęła szeroko.
- To nasza rola, jako przyjaciół jest taka, że musimy ich zeswatać. - powiedziała poprawiając torbę.
- Przyciągnę go jutro na imprezę.. ale nic mu nie powiem. 
- Okej, to ja jej też nie.
Poczułem wibracje w telefonie. Domyśliłem się że to przyjaciel.
- Dobra, on już jest. Widzimy się jutro w szkole i na imprezie? - wolałem się upewnić.
- Jasne, miłego popołudnia. - przytuliła mnie i podeszła do bramki. Wpisała kod i weszła do ogrodu. Ja szybkim krokiem ruszyłem w kierunku cukierni, przed którą stał chłopak opierający się o motor.
- Jak było? - zapytał z uśmiechem.
- Dobrze, w sumie o niczym konkretnym nie gadaliśmy. - powiedziałem. - Ale byłem z nią i to się liczy.
- Dowiedziałeś się czegoś o niej nowego?
Chciałem odpowiedzieć, ale poczułem kolejne wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem telefon i zobaczyłem napis 'Jen <3'. Odebrałem szybko.
- Cosimo? - usłyszałem jej głos.Śmiała się.
- Jen?
- Słuchaj, muszę odwołać ten wieczór, wybaczysz?
- Taak, a wszystko dobrze?
- Tak, po prostu Gaetano mnie zaprosił na kolację. - powiedziała i zapiszczała ze szczęścia.
- To udanej kolacji, widzimy się jutro?
- Tak, tak. Przepraszam jeszcze raz. - powiedziała. Rozłączyłem się nie odpowiadając jej. Nie chciałem, nie miałem ochoty nic mówić ani w ogóle o tym myśleć. On ją tyle razy skrzywdził, a ona mimo to jest taka naiwna. Cóż, ja jej nie mogę pomóc. Kiedyś chciałem i skończyło się to tak, że nie odzywaliśmy się do siebie przez tydzień. Zawsze uparcie go broni mimo tego ile krzywdy jej wyrządził. Teraz z resztą myślałem o czym innym. O Tinie i jutrzejszej imprezie, na której mam nadzieję bardzo się zbliżymy. Nie odpowiadając na wcześniejsze pytanie Enza, poszedłem w stronę cukierni.
- Chodź na kawę, pogadamy. - powiedziałem i wszedłem do pomieszczenia. Zajęliśmy ostatnie miejsca. Szybko przyszedł kelner, powiedzieliśmy co chcemy i przeszedłem do rzeczy.
- Tina zaprosiła nas jutro na imprezę na plażę. - powiedziałem podekscytowany.
- Chcesz iść?
- Jasne, a Ty nie? Na brzegu morza, chyba w Angelo. - oparłem się o oparcie czerwonej kanapy. Kelner przyniósł dwie kawy i odszedł bez słowa.
- Ta, ale pomyśl o tym ile tam będzie snobów. Wszyscy są tacy bogaci, jak to będzie ich towarzystwo.
- Od kiedy Ty się tym przejmujesz? - zapytałem zdziwiony. - Wyobraź sobie Ciebie siedzącego z Monicą na brzegu morza. - szepnąłem. Chłopak uśmiechnął się.
- Idziemy. - powiedział od razu zdecydowanie.
- A Ty idziesz z Tiną?
- Spotkamy się na miejscu.
- To widzę, że w końcu zaczęło się coś dziać. - napiliśmy się kawy.
- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. Oby to poszło w lepszym kierunku.
- Na pewno pójdzie. Tylko ja jeszcze z Monicą..
- Ale nie rozumiem czegoś. - zastanowiłem się chwilę i oparłem łokcie o stół. - Przecież Ty gadasz z Monicą to czemu się z nią nie umówisz?
- Dobrze wiesz jak u mnie działa związek.. - szepnął i spuścił głowę.
- Myślę, że jak Ci tak na niej zależy to jej nie skrzywdzisz. Zawsze warto spróbować. - powiedziałem i dopiłem kawę. Chłopak uśmiechnął się i zamyślił, tak jak i ja. Nie potrafiłem doczekać się jutrzejszej imprezy. Cały wieczór i pół nocy z Tiną. Po prostu bajka. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze wyjdzie.

--------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki i nieudany. Brak weny, pomysłu. Następny będzie lepszy.



środa, 12 listopada 2014

Rozdział 1
- Cosimo wstawaj, ostatni dzień szkoły! Chyba nie chcesz się spóźnić? - obudził mnie krzyk mojej mamy. Uchyliłem lekko oczy i ujrzałem ją, stojącą w drzwiach z niedbale zarzuconymi rękoma na biodrach. Ubrana jeszcze w zieloną piżamę uśmiechała się do mnie. Włosy miała spięte w koka. Podeszła do okna i podniosła żaluzje.
- Nie.. Błagam.. - powiedziałem nakładając na głowę poduszkę. Moja mama - dyrektor banku, jako mama dobra i wyrozumiała, ale mocno odczuć można jej wysokie stanowisko, które pełni na co dzień. Jest uparta, lubi rozkazywać i potrafi zajść za skórę każdego człowieka. Prócz tego jest niemalże perfekcyjna. Zawsze śmiała się ze mnie, że nie potrafię wstać na czas do szkoły i zawsze się spóźniam. Co ja na to poradzę, iż lubię spać? Perfekcyjność nie przechodzi w genach.
- Wstawaj, bo poleję Cię wodą. - zaśmiała się cicho i wyszła z pokoju. Gdy przymknąłem oczy z nadzieją, że mogę jeszcze na chwilę się zdrzemnąć usłyszałem dźwięk mojego iPhone'a. Zakląłem cicho pod nosem i po omacku znalazłem telefon ręką. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
- Kto śmie mnie budzić? - zapytałem poważnym tonem. W słuchawce usłyszałem dobrze mi znajomy śmiech. Vincenzo.
- Enzo, co chcesz? - zapytałem powstrzymując śmiech. Enzo to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od dziecka. Przy nim nie można się nudzić, szczególnie dlatego, że ma bardzo zaraźliwy śmiech. Z nas dwóch to on zawsze ma te głupie pomysły.
- Wielmożny Panie, zaszczycę Panicza na śniadaniu i mam nadzieję, iż mi Pan pozwoli. - powiedział naśladując arystokratę.
- Jeżeli Pan musi. - odparłem. Chwila ciszy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Będę za 10 minut. - zakomunikował i się rozłączył. Skoro on tu będzie za chwilę to oznacza, że pora wstać. Nie może zastać mnie w łóżku.
Kiedyś przyszedł do mnie, gdy jeszcze spałem. Nie dość, że porysował mnie mazakiem to jeszcze oblał wodą. Żartowniś.
Niechętnie podniosłem się z łóżka. Wstałem i rozprostowałem się. Jak ja się cieszę, że to już koniec roku szkolnego i wczesnego wstawania.
Ubrałem szybko czarne dżinsy i czarną bokserkę z napisem 'Vakance' *
Popsikałem się perfumem, zabrałem granatowy plecak i wszedłem do kuchni, w której siedziała już ubrana mama. Jak zawsze w czarny damski garnitur.
- Przez te ubrania zmienisz się kiedyś w faceta, albo sofę.. zobaczysz. - parsknąłem śmiechem i nalałem sobie kawy.
- Takie wymogi. - odparła. - Po za tym, synku.. Nikt nie kupiłby Ci sofy z takiego materiału, bo jest okropny. - dokończyła i wróciła do czytania gazety. Zacząłem się śmiać. W misce wymieszałem płatki z zimny mlekiem, w drugiej misce do Enza zrobiłem to samo. Gdy chciałem usiąść w mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania. Podszedłem szybko do drzwi i otworzyłem je. W progu stał wysoki szatyn o dużych brązowych oczach. Ubrany w czarne spodenki do kolan i granatową koszulę, z przewieszonym plecakiem na jednym ramieniu stał z uśmiechem.
- Ziom, przeszkodziłeś mi dzisiaj już drugi raz! - powiedziałem i gestem wpuściłem go do środka.
- Nie przesadzaj. Nie moja wina, że zawsze, gdy dzwonię to albo jesz, albo śpisz. Jesteś jak taki stworek robiący tylko dwie czynności. - uśmiechnął się i poszedł do kuchni, a ja za nim.
- Dobry. - powiedział do mojej rodzicielki i usiadł obok niej. - Widzę, że Pani ogarnięta, nie to co syn. -
Moja mama uśmiechnęła się tylko i wstała.
- Idę do pracy. Miłego dnia chłopcy. - poczochrała nas po głowie, zabrała torebkę i wyszła z mieszkania.
- Jak to jest, że zawsze, gdy przychodzę to ona wychodzi? - zapytał wciskając do ust łyżkę z płatkami. - Nie lubi mnie?
- Ona Cię kocha, serio. - łyknąłem kawy.
- Aż czuję tą ironię w głosie, kłamco. - zmrużył oczy i przez chwilę patrzył na mnie z poważną miną. - Mój mózg uważa, że przychodzę za późno, czyli w porze, gdy wychodzi do pracy. Niech tak zostanie.
- Twój co? - zapytałem zdziwiony. Przerwałem jedzenie i lekko otwarłem usta ze zdziwienia. Enzo lekko  uderzył mnie z pięści w ramię.
- Bardzo śmieszne, ha ha. - zabrał mój kubek z kawą i się napił. - Jak ja uwielbiam śniadania u Ciebie. - nachylił miskę i dopił mleko. Wstał, odłożył naczynie i ruszył w stronę toalety.
- Jak to jest, że ty zawsze wsysasz to jedzenie jak odkurzacz? - zapytałem śmiejąc się. Po chwili zrobiłem to co on i poszedłem za nim. Chłopak stał przy lustrze i układał włosy na żelu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Chcesz też?
- Nie, dzięki. Wolę swoją naturalną piękność. - przeczesałem ręką włosy. - Rusz się, bo trzeba jechać.
Przeszedłem do swojego pokoju, zabrałem portfel, który wsadziłem do kieszeni i poszedłem ubrać granatowe conversy. Z półki zabrałem czarne okulary ray ban wayfarer. Schyliłem się po plecak, zarzuciłem go na prawe ramię i ostatni raz spojrzałem w lustro. Obok mnie stał już Enzo ze śmieszną miną.
- Wystraszyłem Cię? - zapytał.
- Nie. - przeczesałem włosy ręką.
- A teraz? - ukazał zęby i zrobił 'straszną' minę, która w jego wykonaniu wyszła komicznie.
- Stary, może Cię zasmucę, ale powiem Ci bolesną prawdę. - położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś i nigdy nie będziesz straszny.
*Vakance (włoski) wakacje
* * *
Gdy dwie godziny później na przerwie przed literaturą włoską Enzo wyciągał książki ze swojej szafki, ja stałem obok, oparty o metalowe drzwiczki i patrzyłem na najpiękniejszą dziewczynę, która jest w tej szkole - Tina. Wysoka szatynka o dużych brązowych oczach na ogół miła i pomocna. Dzisiaj ubrana w czarne leginsy, białą koszulę i białe balerinki. Włosy związane w długiego warkocza. Stała po przeciwnej stronie, także opierając się, trzymając książki i rozmawiając ze swoimi przyjaciółkami - Monicą i Aną. Patrzyłem na nią bez przerwy. Miałem po nadzieję, że na mnie spojrzy.
- Oh, a Ty cały czas w tej Tinie? - zapytał Enzo patrząc w ich stronę. - Patrz lepiej na Monicę. - wskazał brodą na przyjaciółkę Tiny - średniej wysokości rudawa dziewczyna o dużych, zielonych oczach. Dobra z nauk ścisłych, miła. Ezno kocha się w niej jeszcze od przedszkola. Tylko on przynajmniej z nią rozmawia i spotyka co jakiś czas. Szczęściarz.
- Pf, Tina.. To Anioł, Bogini.. - szepnąłem wciąż wpatrując się w nią.
Nagle stała się rzecz absolutnie nieoczekiwana - Tina odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Patrzyła tak dłuższą chwilę, uśmiechnęła się, 'puściła' mi prawe oko i odeszła w stronę klasy.
- Czy ja dobrze widziałem, czy Twój Anioł w końcu na Ciebie spojrzał? - zaśmiał się Enzo.
- Chyba zemdleję.. Czy tylko mi jest gorąco?
- Tak, szczególnie w spodniach. - poklepał mnie po plecach, zaczął się śmiać i poszedł przed siebie.
- Enzo, matole! - krzyknąłem za nim i równocześnie poczułem, że lekko się czerwienię. Kiedyś go uduszę. Zadzwonił dzwonek, więc poszedłem prosto do sali. Usiadłem na ostatnim miejscu, wyciągnąłem zeszyt i ku mojemu zdziwieniu ławkę obok mnie usiadła Tina. Nigdy wcześniej tutaj nie siadała.
- Cześć. - szepnęła i uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeżeli tutaj usiądę?
- Nie, jasne, że nie. - odparłem z uśmiechem. Jej aksamitny głos wciąż rozchodził się w mojej głowie niczym echo.
- Witam uczniów. - do sali wszedł młody nauczyciel z literatury włoskiej. Wysoki, umięśniony, zawsze zadbany z poczesanymi włosami i nieskazitelnymi ubraniami. Niekiedy zastanawiam się czy nie jest gejem.
- Wiem, że jest ostatni dzień szkoły, ale kazałem wam napisać wiersz. Jest jakiś ochotnik? - zapytał. Wszyscy jęknęli, a on lekko uśmiechnął się i spojrzał do dziennika.
- No więc.. Może Fasani? Cosimo? Masz? - zapytał nachylając się na prawej nodze, aby mnie zobaczyć. - Masz?
- Mam, mam. - westchnąłem. Wziąłem do ręki zeszyt i ruszyłem przed siebie, na środek klasy do mównicy. - Tylko to trochę głupie jest. - szepnąłem.
- Piszesz dobre wiersze, Cosimo. Czytaj. - powiedział nakazując rękę.
- Eh, no dobra.. Tylko bez śmiechów.. - szepnąłem. Otworzyłem odpowiednią stronę i zacząłem czytać. - Amor wystawił mnie jak tarczę strzale.. - zacząłem spoglądając co chwilę na Tinę. Słuchała wpatrzona we mnie. - jak słońcu śnieg i tak jak wosk ogniowi, jak mgłę na wiatr, on słowa moje łowi, bo choć Cię wołam, Ty nie słyszysz wcale. - przerwałem na chwilę. Dziewczyna wciąż patrzyła na mnie. - Z oczu twych runął cios, co rani stale i nic dlań czas i przestrzeń nie stanowi;
od Ciebie samej idą jak domowi:
słońce i wiatr, i żar, w którym się palę. - ponownie przerwałem i spojrzałem na nauczyciela. Głowę opierał o pięść i słuchał uważnie.
- Myśli to strzały, Twoja twarz to słońce. - wypowiedziałem to słowo patrząc na dziewczynę. Chyba domyśliła się, że chodzi o nią. - pragnienie - ogień, tą trojaką bronią miłość mnie rani, niszczy i olśniewa;
anielski śpiew i słowa nie cichnące, od których moce żadne mnie nie bronią:
laurowy wiatr, co życie me rozwiewa*. - skończyłem, zabrałem zeszyt i poszedłem w stronę mojej ławki. Usłyszałem ciche brawa.
- Dostajesz 5 już na następny rok. - powiedział nauczyciel i usiadł za biurkiem.
Ja usiadłem na krześle i wyciągnąłem iPhon'a. Gdy czytałem poczułem wibracje.
'Na przerwie w mojej sali!' - sms od Jennifer. Odłożyłem telefon i otworzyłem zeszyt.
- Mam pytanko. - szepnęła Tina i nachyliła się w moją stronę. - Odczułam, że.. że to było do mnie.. Ten wiersz..
- Szczerze? - zapytałem.
- Nie, okłamuj mnie. - zaśmiała się cicho. - Więc?
- Jak najbardziej prawidłowe odczucie. - odpowiedziałem po chwili namysłu. Dziewczyna chciała coś dodać, ale nauczyciel jej przerwał. Stanął pomiędzy naszymi ławkami i patrzył to na mnie to na nią.
- Panno Amiccuci, chce się Pani z nami czymś podzielić? - zapytał patrząc na nią, później jego wzrok skierował się na mnie. - Panie Fasani, niech się Pan z nią umówi i nie przeszkadza mi na lekcji. - pogroził palcem i wrócił na swoje miejsce. Naprawdę myśli, że jest groźny?
- Pogadamy na przerwie, okej? - szepnęła, a ja się uśmiechnąłem. Nauczyciel zaczął coś tłumaczyć, a ja zatopiłem się w wytworach własnej wyobraźni i zacząłem rysować w zeszycie. Gdy zadzwonił dzwonek coś do mnie doszło.
- Słuchaj, Tina.. Za godzinę kończę, a teraz przypomniało mi się, że Pani Jennifer mnie wzywała. Może odprowadzę Cię do domu i wtedy pogadamy? - zaproponowałem wsadzając zeszyt do torby. Dziewczyna przytaknęła z uśmiechem. Nie powiem, że nie, ale strasznie mi ulżyło, że się zgodziła.
Wybiegłem z klasy, przebiegłem dwa długie korytarze i wpadłem do klasy Jen.
- Cześć Pani nauczycielko. - powiedziałem zamykając za sobą drzwi. Wysoka blondynka o niebiesko - brązowych oczach siedziała za biurkiem. Ubrana w ciemne rurki i dżinsową koszulę. Włosy jak zwykle rozpuszczone.
- Cześć kochany uczniu. - uśmiechnęła się szeroko. Usiadłem na ławce na przeciwko jej biurka. Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Więc co się stało? - zapytałem.
- W sumie to nic. Chciałam Cię zobaczyć i zaproponować wieczorne piwo i film u mnie. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jennifer pochodzi z Ameryki i ma całkowicie inne zwyczaje niż my, włosi. Zakładam, że żadna Włoszka nie zaproponowałaby chłopakowi piwa, jeszcze uczniowi. Ale za to ją kocham. Jest miła, bardzo wrażliwa, wyrozumiała, w pewnym sensie inna i mogę z nią porozmawiać jak z facetem - ma 3 braci, więc mnie rozumie.
- A co z Gaetanem? - Gaetano to okropny chłopak Jen. Większość dziewczyn może uznać go za atrakcyjnego, ale to kawał chama.
- Zerwałam z nim. To koniec. - szepnęła. Złożyła jakieś papiery i wstała. Oparła się o biurko.
- Coś.. coś Ci zrobił?
- Nie, nic. Skończyłam z nim i tyle. - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Wstałem i objąłem ją w talii.
- Zawsze masz mnie.. Może niższego od Ciebie, ale i tak kochanego. -
Dziewczyna zaśmiała się.
- Wpadnij o 19, dobrze? I spadaj na lekcje, drogi uczniu. - wyszła z sali, a ja za nią. Ona skierowała się do pokoju nauczycielskiego, a ja w przeciwną stronę do Enza, który opierał się o ścianę.
- Od dzisiaj wszystko się zmieni! - powiedziałem zachwycony.
- Co, Jen zaproponowała Ci łóżko? - zapytał. Uderzyłem go w głowę.
- Nie bałwanie. Matoł z Ciebie. My jesteśmy..
- Tak, tak. Tylko przyjaciółmi. - przerwał mi.
- Oh, Ty byś myślał tylko o jednym. Łóżko, łóżko i łóżko. A nie na tym życie polega.
- Mówisz tak, bo jesteś prawiczkiem.
- Spieprzaj. To są moje prywatne sprawy! - oburzyłem się i walnąłem go w ramię. Skąd on niby o tym wiedział? Po za tym, nie powinien tak o tym mówić, nie w szkole.
- Dobra, tak serio.. To jaki jest ten Twój powód do tej niby zmiany?
- Tina! - powiedziałem radośnie. - Odprowadzam ją do szkoły. Zajebiście stary, zajebiście. Po za tym, obiecałem sobie, że wraz z początkiem wakacji zmienię swoje życie.
Chłopak zaczął się głośno śmiać. Wprost nie rozumiałem jego reakcji.
----------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że jest w miarę ok. c;
 Tutaj gif Cosima i Enza. :3 


niedziela, 9 listopada 2014

Prolog
Ostatnie dwa dni szkoły. Dziewczyna, która mi się podoba nigdy nie zwróci na mnie uwagi, chyba, że.. Chyba, że zaproszę ją w ostatni dzień szkoły. Przecież się zgodzi.. Prawda?
Wraz z początkiem wakacji postanawiam sobie, iż moje życie zmieni się 180 stopni. Stanę się dobrym synem, który nie wdaje się w bójki i nie ma zagrożeń, znajdę dziewczynę, do której będę najlepszy i nie będę zaniedbywał przyjaciół. To wszystko się spełni, ale dopiero za dwa dni.
Zostały mi dwa dni, na pożycie sobie starym życiem. Uda mi się poprawić?