wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 9
Wieczorem, kiedy siedzieliśmy w wesołym miasteczku w Fasano i czekaliśmy na zamówione przez nas picie doszedłem do wniosku, że dzisiejszy dzień był jednym z najbardziej udanych dni jakie przeżyłem. Po 5 godzinach chodzenia po wesołym miasteczku, jeżdżenia kolejkami, robienia zdjęć musieliśmy odpocząć. Mój plan się powiódł i Tina sama powiedziała mi, że poprawiłem jej nastrój co mnie bardzo cieszyło. Tego właśnie chciałem.
Teraz siedziałem wpatrzony w Tinę, która pisała sms'a. Jej brązowe włosy opadały na jej twarz. To co powiedziałem rano, o tym, że anioł mnie obudził jest prawdą. Ta dziewczyna naprawdę przypomina anioła. Najpiękniejsza dziewczyna, która nigdy nie powinna być skrzywdzona.
- Cosimo? - Tina spojrzała na mnie. - Telefon Ci dzwoni. - wskazała na mojego iPhona, który wibrował obok mojej ręki. Trochę się speszyłem. Czy ona zauważyła, że jestem w nią taki zapatrzony?
Spojrzałem na telefon. Dzwoni mój przyjaciel, jak zawsze dobre wyczucie czasu. Odebrałem i wstałem.
- Brachu, słyszałem, że jesteś na randce. - usłyszałem jego wesoły głos w słuchawce. Wyszedłem z ogródka w którym siedzieliśmy i oparłem się o ścianę jakiegoś budynku.
- Jak Ci idzie?
- Dobrze. Jesteśmy w wesołym miasteczku, ona wygląda tak pięknie, a ja nawet nie wiem co mówić. Jestem za bardzo w nią zapatrzony.
- Nie wiesz o czym gadać z laską? - zaczął się śmiać. - Boże, jesteś gorszy niż myślałem.
- Spieprzaj, okej? Po prostu jej anielski wygląd mnie peszy.
- Hah, Ty jesteś za dużym romantykiem. Powinieneś mieć trochę moich cech.
- Lepiej mi doradź, a nie. - jęknąłem.
- Oh, zapytaj jej jak się bawi, co chciałaby porobić, jakie ma plany na życie, ile chce mieć dzieci. Tyle tego jest. A najlepiej odciągnij ją gdzieś czy coś. Jak jesteście w Fasano, to weź ją na spacer po plaży.
- O dobry pomysł.
- Powinieneś mi płacić za rady. A teraz weź się w garść i ją poderwij ośle. - zaśmiał się krótko po czym się rozłączył. Wsadziłem telefon do kieszeni i wróciłem z powrotem do dziewczyny. Na stoliku znajdowało się już nasze zamówienie. Usiadłem na swoim miejscu i otworzyłem sok, który zamówiłem.
- Na pewno nie chcesz piwa? - zapytała otwierając swoją puszkę.
- Nie, prowadzę. - napiłem się i oparłem łokcie na stoliku. - Masz ochotę, żeby się później przejść? Tutaj po plaży.
- Jestem za. Jakoś nie mam już ochoty jeździć rollercoasterami.
- Ja też nie. - przyznałem. - Podało Ci się?
- Tak, dziękuję Ci. Ten dzień naprawdę był genialny i to wszystko dzięki Tobie.
- Chciałem Cię po prostu uszczęśliwić.
- I siebie przy okazji. - uśmiechnęła się. -Słuchaj.. Mogłabym jeszcze dzisiaj u Ciebie przenocować?
- Jasne, pewnie.
- Słuchaj, trochę mi głupio, że nic Ci nie mówię ale nie mam siły na to.. wiesz, rozmawiać o tym.. - spojrzała mi w oczy, były smutne. Chwyciłem ją za rękę i kciukiem przejechałem po jej dłoni.
- Rozumiem Cię, też mam takie sprawy, o których rozmawiam po jakimś czasie.
- Jakie masz plany na przyszłość? - zapytała nagle zmieniając temat. Oparłem się i spojrzałem w dal, rękoma bawiłem się butelką.
- Chciałbym pozwiedzać świat. - powiedziałem po dłuższym zastanowieniu.
- A chcesz mieć rodzinę?
- Ta, to na pewno, ale najpierw chcę poszaleć. - uśmiechnąłem się. - Pozwiedzać, wrócić i się ustatkować, jak nie tutaj, to gdzie indziej.
- Nie chcesz tutaj w przyszłości mieszkać?
- Trudno powiedzieć.. Z jednej strony mam tu mamę, Enza, Ciebie.. ale z drugiej strony, nudzi mi się tutaj. Mam wiele złych wspomnień z Bari.. Po za tym, chciałbym spróbować czegoś nowego. Może wyjadę do Nowego Jorku? - zaśmiałem się. - Jest tyle marzeń, opcji..
- Ja od dziecka marzę o Ameryce. - szepnęła. - Może wyjedziemy razem?
- Pewnie, moja przyjaciółka załatwi nam nocleg. - powiedziałem to z myślą o Jennifer. Zawsze mi mówiła, że muszę wyjechać z nią do jej rodzinnego miasta i poznać jej rodzinę. Zaraz, czy Tina chce spędzić ze mną przyszłość, czy jak mam to rozumieć?
- Ale się szczerzysz. - powiedziała i zaczęła się śmiać. - To co, przejdziemy się? - wstała patrząc wciąż na mnie. Zrobiłem to samo i ruszyliśmy w stronę plaży. Słońce już powoli zachodziło, mimo to wciąż jest gorąco.
- Piękny zachód. - szepnęła chwytając mnie za rękę. Splotła nasze palce, a ja uśmiechnąłem się mimowolnie. Coraz bardziej zaczyna mi się to podobać. Może nie jestem taki bezpośredni jak Enzo, ale także osiągam swój cel.
- Z racji tej, że są wakacje i jest mnóstwo wolnego czasu, pojedziemy w któryś dzień do gór na parę dni. Moja rodzina ma tam domek, a w lecie jest tam pięknie. Zabierzemy Monice i Enza. Co Ty na to?
- Strasznie długo nie byłem w górach. - stwierdziłem marszcząc brwi próbując wrócić wspomnieniami do ostatniego wypadu w góry. No tak, ostatni raz byłem tam z tatą, jakieś niecałe dwa lata temu. On kochał góry, dlatego, gdy tylko była okazja, właśnie tam wyjeżdżaliśmy.
- Czyli jesteś za. - powiedziała.
- Mam strasznie dużo wspomnień z gór, uwielbiam je, więc nie mógłbym przegapić okazji.
- Wspomnienia.. z tatą? - zapytała ostrożnie, a ja przytaknąłem bez słowa. - Jak sobie radzicie bez niego?
- Całkiem dobrze.. teraz. Świeżo po jego śmierci, moja mama zapadła w depresje i było ciężko.. Z resztą ze mną też nie było miło. Enzo nie dawał sobie ze mną rady, cały czas płakałem, siedziałem w swoim pokoju i myślałem, a on był bezradny. - mówiłem przypominając sobie tamten okres z mojego życia. Teraz dziwię się, że potrafię jeszcze płakać. Moje kostki były spuchnięte chyba przez miesiąc, tak samo jak oczy. Zaniedbałem wtedy szkołę, moja mama nie zwracała na to uwagi, sama robiła codziennie to samo, bez jakichkolwiek emocji. Szła do pracy, wracała wieczorem, a w nocy płakała. Wtedy w ogóle nie rozmawialiśmy, nie mieliśmy ochoty. Cały czas myśleliśmy o tej samej osobie, której już nigdy nie zobaczymy, nie usłyszymy brzemienia jej głosu.
Od samego wspominania poczułem jak słone łzy napływają mi do oczu. Otarłem je szybko, nie lubię płakać przy innych, nigdy nie lubiłem.
- Przykro mi Cosimo. - dziewczyna zatrzymała się, stanęła naprzeciwko mnie. - Jeżeli kiedyś dopadną Cię jakieś wieczorne smutki, dzwoń. Nawet jeżeli będziesz chciał się tylko wygadać, będę słuchać. - uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
- Dzięki. - szepnąłem nie wypuszczając jej z ramion. To chyba jedyny plus tej rozmowy.
- O której chcesz wracać? - przerwała chwilową ciszę i zrobiła krok w tył.
- Mi to obojętne, o której wolisz. - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na morze. Najchętniej bym do niego wskoczył, jednak nie mogę. Nie jestem sam, a byłoby to dziwne.
- Usiądziemy tam? - wskazała ręką na jakieś miejsce na piasku. Nie czekając na moją odpowiedź pociągnęła mnie za rękę i po chwili siedzieliśmy na przeciwko siebie na nagrzanym od słońca piasku.
- Co powiedziałeś swojej mamie o mnie? - zapytała, a ja spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Skąd jej się w ogóle przypomniała teraz moja mama?
- Jak byłam u Ciebie to coś zaczynała mówić, ale jej przerywałeś. - szepnęła i spojrzała na mnie. Faktycznie. Po pamiętnej imprezie na plaży, rano, gdy moja mama poznała Tinę chciała powiedzieć o niej to, co ja mówiłem, ale nie dałem jej dojść do słowa. Tylko co teraz jej powiedzieć? Raczej nic mnie nie uratuje, telefon pewnie sam z siebie też nie zadzwoni.
- Tylko odpowiedz szczerze, proszę. Nie wymyślaj niczego.
- Czemu miałbym coś wymyślać? - zapytałem nerwowo.
- Widzę po Twojej minie. Pytanie za pytanie?
Zmarszczyłem brwi, a ona się uśmiechnęła.
- Opowiadałem mojej mamie o wierszu i o tym, że jesteś bardzo sympatyczna.
- Tylko?
- I ładna. - dodałem od niechcenia i spuściłem głowę. Kątem oka zobaczyłem jak na twarz dziewczyny wkrada się uśmiech.
- Dobra, teraz Ty pytaj.
Pierwsze co przyszło mi do głowy, to pytanie o wczorajszy wieczór, przez co płakała, ale dobrze wiem, że na razie nie mogę, a nawet nie chcę poruszać tego tematu. Pomyślałem więc chwilę i przyszło mi coś do głowy. Coś co miała mi powiedzieć.
Spojrzałem na nią i szeroko się uśmiechnąłem.
- Twój uśmiech i wzrok nie znaczy niczego dobrego.
- Co powiedział Ci Ugo? - zapytałem, a ona się zaśmiała. To jedyne coś, co ciekawiło mnie od tygodnia. Co ten głupek jej powiedział, jak po nią poszedł do restauracji.
- Wiedziałam, że o to zapytasz. - jęknęła. - Powiedział, że.. że jesteś we mnie po uszy zakochany. - spojrzała mi w oczy, a ja otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia i spuściłem głowę. Jak on mógł jej to powiedzieć?
- Dlatego chciałam wiedzieć co mówiłeś swojej mamie.
- Ja.. - jęknąłem nie wiedząc co powiedzieć. Czułem się głupio, że dziewczyna poznała moje uczucia związane z nią. Jak mam jej teraz normalnie spojrzeć w oczy? Pewnie mnie wyśmieje.
- Ale Cię to speszyło. - przybliżyła się do mnie. Ja wciąż miałem spuszczoną głowę. - Cosimo, ja mu coś powiedziałam i myślę, że ta odpowiedź Ci się spodoba.
- Co mu powiedziałaś?
- Spójrz mi w oczy. - poprosiła. - Lubię je.
Uśmiechnąłem się i niechętnie podniosłem głowę. Patrzyła swoimi dużymi, brązowymi oczami. Zakochałem się w nich.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, Cosimo?
- Wierzę, wierzę. A Ty?
- Ja także. - uśmiechnęła się ponownie. - Kiedy powiedział mi, że jesteś we mnie zakochany, pomyślałam 'Cholera, czemu na to nie wpadłam?' i wiesz co? Ty też na coś nie wpadłeś. Jednak ludzie nie są tacy mądrzy jak mówią.
- Czekaj, nie nadążam.. - zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej teraz chodzi.
- Ja nie zauważyłam, że jesteś we mnie zakochany, Ty też czegoś nie zauważyłaś. - powtórzyła, a ja wciąż nie wiedziałem o co jej chodzi. Czego nie zauważyłem?
- Cosimo, jesteś blondynem. - zaśmiała się, a ja wciąż siedziałem bez słowa.
- Ej, serio.. o co Ci chodzi?
- O to. - przybliżyła się do mnie i złączyła nasze usta w pocałunku. Zostałem bez słowa, tak mnie zamurowało, że nawet go nie odwzajemniłem.
- Ostatnim razem mój brat nam przerwał, a myślę, że by do tego doszło, bo oboje tego chcieliśmy. - powiedziała. - Teraz rozumiesz co miałam na myśli, czy wciąż nie?
- Myślę, że rozumiem. - ale ze mnie debil, skarciłem się w myślach. Jak mogłem nie zauważyć tego, że podobam się takiej ślicznotce? Spojrzałem na nią i tym razem to ja, przybliżyłem się do niej i pocałowałem ją namiętnie. Tak bardzo tego pragnąłem, posmakować jej ust.. Gdy tylko na nią patrzyłem, o tym myślałem.
Dotknąłem delikatnie dłonią jej policzka i przerwałem pocałunek.
- Jesteś piękna, teraz mogę powiedzieć to na głos. - powiedziałem, a ona się zaśmiała.
- Zawsze mogłeś to powiedzieć, nie wiem czego się bałeś.
- Odrzucenia? Wyśmiania?
- Jesteś za nieśmiały jak na faceta.
- Chyba lepiej abym był nieśmiały niż jakimś niedbającym o uczucia dupkiem, prawda?
- Nie potrafiłbyś być dupkiem.
- Zdziwiłabyś się. - szepnąłem. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek mojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni, dzwoni Jen.
- Halo? - odezwałem się od razu po odebraniu telefonu.
- Gdzie jesteś? - usłyszałem jej głos. Płakała.
- Jen, co się stało?
- Gdzie jesteś? - zapytała ponownie, a ja wstałem.
- Jen, do cholery. Co się stało? - podniosłem nieco głos, to zawsze pomaga.
- To nie na telefon.
- Zrobił Ci coś? - zapytałem, a ona nie odpowiedziała. - Gdzie jesteś?
- Pod Twoim blokiem.
- Cholera, nie ma mnie, ale wiesz co? Idź do Enza, powinien być w domu. On ma klucze, niech Cię wpuści, a ja już jadę. - powiedziałem. Usłyszałem ciche chrząknięcie.
- Jen, będę najszybciej jak mogę. - obiecałem i się rozłączyłem. Schowałem telefon do kieszeni i spojrzałem na Tinę. Zacisnąłem pięści na samą myśl o tym, że on mógł ją skrzywdzić.
- Co się stało?
- Musimy wracać. - szepnąłem i podałem jej rękę. Kiedy wstała ruszyliśmy w stronę parkingu.
- Powiesz mi co się stało?
- Moja przyjaciółka.. ma problem, muszę jej pomóc.
- Jaki?
- Nie jestem pewien, ale.. chyba jej chłopak ją pobij.
- Co? - stanęła jak wryta. - Jak można uderzyć dziewczynę?
- Go zapytaj.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytała wyrównując ze mną krok.
- Tak. - odparłem i stanąłem na przeciwko niej. - Słuchaj.. Ona będzie u mnie, a Ty jedziesz do mnie..
- Pogadam z nią i ją uspokoję. - zaproponowała. - A Ty?
- A ja.. - znów ruszyłem w stronę parkingu. - A ja pojadę do niego.
- Hej. - złapała mnie za ramię. - Nie znam go, ale nie postępuj pochopnie.
- Dam radę, nie musisz się martwić. - uśmiechnąłem się i przyspieszyłem kroku. Tina chwyciła mnie za rękę, a ja poczułem się pewniej. Sam nie jestem pewny co zrobię. Muszę w końcu dać mu nauczkę. Ostatnim razem mu odpuściłem, ale teraz tak nie będzie. Nikt nie będzie krzywdził moich bliskich.
* * *
Kiedy podjechaliśmy pod blok, stał już pod nim Enzo. Przed odjechaniem zadzwoniłem do niego i poprosiłem o pomoc. Tina zeszła z motoru, podała mi kask i pocałowała mnie w policzek.
- Uważajcie na siebie. - powiedziała i weszła do środka.
- Coś zaiskrzyło? - zapytał mój przyjaciel siadając za mną.
- I to jak. - zapaliłem silnik i odjechałem w stronę centrum do baru, w którym powinien być Gaetano. Specjalnie przyspieszyłem, żeby mieć to już za sobą. Dawno się nie biłem, więc zapomniałem jak to jest. Ostatni raz dałem komuś w twarz chyba jeszcze w gimnazjum. Tak, pamiętam.
Enzo zaczął się bić z jakimś chłopakiem i ruszyłem mu z pomocą. Oczywiście chciałem go tylko odciągnąć, ale koledzy tamtego się na mnie rzucili, więc rozpętała się wielka bójka, po której wszyscy wylądowali u dyrektora. Wtedy dostałem pierwszą karę i ogólnie od tamtego dnia stałem się większym urwisem i nie byłem już taki grzeczny. Dopiero po wypadku taty się zmieniłem i zaczęło mi na wszystkim zależeć.

Zatrzymałem się przy ulicy. Zgasiłem silnik i spojrzałem na Enza.
- Stary, jak ja dawno się nie biłem. - uśmiechnął się złowieszczo.
- Pora nadrobić. - zaśmiałem się i ruszyłem w stronę wejścia do baru, a Enzo za mną.
Kiedy tylko weszliśmy ujrzałem Gaetana. Siedział z jakimś typkiem przy barze z butelką piwa w ręku.
Wskazałem na niego głową i zacisnąłem pięści.
- Gaetano. - zawołałem podchodząc. On leniwie się odwrócił.
- Czego? - jego arogancki ton zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
- O co pokłóciłeś się z Jennifer?
- To chyba nie Twoja sprawa. - 'puścił' mi oczko i odwrócił się do mnie tyłem.
- Właśnie, że moja, a Ty zapłacisz za to co jej zrobiłeś.
W odpowiedzi usłyszałem tylko jego śmiech. Chłopak zrobił łyk piwa, wstał i odwrócił się do mnie przodem.
- Grozisz mi?
- Może. - zacisnąłem szczękę i pięści. Enzo stanął obok mnie i groźnie wpatrywał się w kolegę Gaetana, który mu towarzyszył.
- Czego tak naprawdę chcesz, Fasani? Jej?
- Czego chcę? - syknąłem. - Tego, abyś traktował ją jak kobietę, a nie jakąś zabawkę, którą można bić.
- A nie przyszło Ci do głowy, że zasłużyła?
Zacisnąłem jeszcze mocniej pięści.
- Jak można być takim idiotą? - zapytałem jakby sam siebie. - Każde nawet najmniejsze dziecko wie, że trzeba mieć szacunek do kobiet. Hm, takim zachowaniem udowodniłeś, że intelektem nawet małemu dziecku nie dorastasz.
- Młody, nie przesadzaj. - popchnął mnie, chyba uderzyłem w jego czuły punkt.
- Boli Cię prawda Moricone? - zakpiłem, a on mnie popchnął.
- Dlaczego mnie dotykasz? Dziwne, że w ogóle to potrafisz.
- Nie prowokuj. - pokręcił głową, a ja go popchnąłem.
- Wiesz, chyba szukam zaczepki. - uśmiechnąłem się i pokazałem mu pięści.
- Sam tego chciałeś. - napiął się i skoczył na mnie. Wylądowaliśmy na podłodze, Gaetano leżał na mnie i uderzył mnie z pięści w twarz. Kątem oka zobaczyłem jak Enzo bije się z tamtym chłopakiem.
- Tylko na tyle Cię stać? - ponownie się zaśmiałem. Kiedy Gaetano ponownie zrobił duży zamach i miał zamiar uderzyć mnie w twarz, odsunąłem głowę, a chłopak pięścią uderzył w podłogę. Zawył z bólu, a ja to wykorzystałem. Zepchnąłem go na bok i wstałem. Spojrzałem na Enza, który doskonale dawał sobie radę.
- Już się poddajesz? - usłyszałem głos mojego przeciwnika. Odwróciłem się i zobaczyłem Gaetana. Stał już na nogach masując bolącą rękę.
- Boli, co? - podszedłem do niego i go popchnąłem. - Wiesz jak ją to musi boleć?
Uderzyłem go z pięści w nos. Odchylił się do tyłu i zaklął coś pod nosem. Z nosa zaczęła ciec mu krew.
- Przeginasz. - ściągnął koszulkę i przyłożył do rany. Po chwili odrzucił ją na bok i z dłoni uformował pięści.
Zamachnął się z zamiarem uderzenia mnie w lewy policzek, ale na jego nieszczęście mam większy refleks od niego. W tym czasie kopnąłem mu w nogę, ponownie zawył z bólu. Popatrzyłem na Enza i przez moją nieuwagę dostałem w twarz z pięści tak mocno, że zakręciło mi się w głowie. Zanim doszedłem do siebie otrzymałem kolejny cios i upadłem na podłogę. Usłyszałem szyderczy śmiech. Oparłem się na ręce i zobaczyłem Gaetana. Stał nade mną z głupim uśmiechem na twarz, która jest zakrwawiona. Wstałem, wyprostowałem się i podałem mu rękę. Popatrzył na mnie zdziwiony, ale wysunął swoją dłoń w moją stronę. Źle zrobił. Wykręciłem mu rękę tak, że stał do mnie teraz tyłem, a ja trzymałem go wciąż za rękę. Krzyczał z bólu.
- Puść mnie, psycholu. - jęknął, a ja się zaśmiałem.
- Ja jestem psycholem? - wykręciłem mu jeszcze bardziej rękę. - Obiecaj mi coś, a Cię puszczę.
- Czego chcesz?
- Zostaw ją w spokoju. Nie wchodź ponownie do jej życia, a jak Ci się zechce to przypomnij sobie ten ból. - wykręciłem ponownie jego rękę. - Albo bądź do niej w porządku. Okej?
- Ta.
- Nie: 'ta', ale 'obiecuję'.
- Obiecuję, a teraz mnie puść. - krzyknął, a ja tak zrobiłem. Gaetano upadł na kolana i zaczął masować ramię, a ja odwróciłem się do Enza.
- Spadamy. - ruszyłem w stronę drzwi, a za mną mój przyjaciel.
- To było konieczne? To, że go pobiłeś? - zapytałem.
- Chciał pomóc temu idiocie, to wiesz.. Przy okazji przetestowałem się, czy wciąż potrafię się bić. - wyszczerzył się i założył kask. Usiadłem na motorze i odpaliłem silnik.
Jennifer nareszcie będzie miała spokój.