Rozdział 1
- Cosimo wstawaj, ostatni dzień szkoły! Chyba nie chcesz się spóźnić? - obudził mnie krzyk mojej mamy. Uchyliłem lekko oczy i ujrzałem ją, stojącą w drzwiach z niedbale zarzuconymi rękoma na biodrach. Ubrana jeszcze w zieloną piżamę uśmiechała się do mnie. Włosy miała spięte w koka. Podeszła do okna i podniosła żaluzje.
- Nie.. Błagam.. - powiedziałem nakładając na głowę poduszkę. Moja mama - dyrektor banku, jako mama dobra i wyrozumiała, ale mocno odczuć można jej wysokie stanowisko, które pełni na co dzień. Jest uparta, lubi rozkazywać i potrafi zajść za skórę każdego człowieka. Prócz tego jest niemalże perfekcyjna. Zawsze śmiała się ze mnie, że nie potrafię wstać na czas do szkoły i zawsze się spóźniam. Co ja na to poradzę, iż lubię spać? Perfekcyjność nie przechodzi w genach.
- Wstawaj, bo poleję Cię wodą. - zaśmiała się cicho i wyszła z pokoju. Gdy przymknąłem oczy z nadzieją, że mogę jeszcze na chwilę się zdrzemnąć usłyszałem dźwięk mojego iPhone'a. Zakląłem cicho pod nosem i po omacku znalazłem telefon ręką. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
- Kto śmie mnie budzić? - zapytałem poważnym tonem. W słuchawce usłyszałem dobrze mi znajomy śmiech. Vincenzo.
- Enzo, co chcesz? - zapytałem powstrzymując śmiech. Enzo to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od dziecka. Przy nim nie można się nudzić, szczególnie dlatego, że ma bardzo zaraźliwy śmiech. Z nas dwóch to on zawsze ma te głupie pomysły.
- Wielmożny Panie, zaszczycę Panicza na śniadaniu i mam nadzieję, iż mi Pan pozwoli. - powiedział naśladując arystokratę.
- Jeżeli Pan musi. - odparłem. Chwila ciszy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Będę za 10 minut. - zakomunikował i się rozłączył. Skoro on tu będzie za chwilę to oznacza, że pora wstać. Nie może zastać mnie w łóżku.
Kiedyś przyszedł do mnie, gdy jeszcze spałem. Nie dość, że porysował mnie mazakiem to jeszcze oblał wodą. Żartowniś.
Niechętnie podniosłem się z łóżka. Wstałem i rozprostowałem się. Jak ja się cieszę, że to już koniec roku szkolnego i wczesnego wstawania.
Ubrałem szybko czarne dżinsy i czarną bokserkę z napisem 'Vakance' *
Popsikałem się perfumem, zabrałem granatowy plecak i wszedłem do kuchni, w której siedziała już ubrana mama. Jak zawsze w czarny damski garnitur.
- Przez te ubrania zmienisz się kiedyś w faceta, albo sofę.. zobaczysz. - parsknąłem śmiechem i nalałem sobie kawy.
- Takie wymogi. - odparła. - Po za tym, synku.. Nikt nie kupiłby Ci sofy z takiego materiału, bo jest okropny. - dokończyła i wróciła do czytania gazety. Zacząłem się śmiać. W misce wymieszałem płatki z zimny mlekiem, w drugiej misce do Enza zrobiłem to samo. Gdy chciałem usiąść w mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania. Podszedłem szybko do drzwi i otworzyłem je. W progu stał wysoki szatyn o dużych brązowych oczach. Ubrany w czarne spodenki do kolan i granatową koszulę, z przewieszonym plecakiem na jednym ramieniu stał z uśmiechem.
- Ziom, przeszkodziłeś mi dzisiaj już drugi raz! - powiedziałem i gestem wpuściłem go do środka.
- Nie przesadzaj. Nie moja wina, że zawsze, gdy dzwonię to albo jesz, albo śpisz. Jesteś jak taki stworek robiący tylko dwie czynności. - uśmiechnął się i poszedł do kuchni, a ja za nim.
- Dobry. - powiedział do mojej rodzicielki i usiadł obok niej. - Widzę, że Pani ogarnięta, nie to co syn. -
Moja mama uśmiechnęła się tylko i wstała.
- Idę do pracy. Miłego dnia chłopcy. - poczochrała nas po głowie, zabrała torebkę i wyszła z mieszkania.
- Jak to jest, że zawsze, gdy przychodzę to ona wychodzi? - zapytał wciskając do ust łyżkę z płatkami. - Nie lubi mnie?
- Ona Cię kocha, serio. - łyknąłem kawy.
- Aż czuję tą ironię w głosie, kłamco. - zmrużył oczy i przez chwilę patrzył na mnie z poważną miną. - Mój mózg uważa, że przychodzę za późno, czyli w porze, gdy wychodzi do pracy. Niech tak zostanie.
- Twój co? - zapytałem zdziwiony. Przerwałem jedzenie i lekko otwarłem usta ze zdziwienia. Enzo lekko uderzył mnie z pięści w ramię.
- Bardzo śmieszne, ha ha. - zabrał mój kubek z kawą i się napił. - Jak ja uwielbiam śniadania u Ciebie. - nachylił miskę i dopił mleko. Wstał, odłożył naczynie i ruszył w stronę toalety.
- Jak to jest, że ty zawsze wsysasz to jedzenie jak odkurzacz? - zapytałem śmiejąc się. Po chwili zrobiłem to co on i poszedłem za nim. Chłopak stał przy lustrze i układał włosy na żelu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Chcesz też?
- Nie, dzięki. Wolę swoją naturalną piękność. - przeczesałem ręką włosy. - Rusz się, bo trzeba jechać.
Przeszedłem do swojego pokoju, zabrałem portfel, który wsadziłem do kieszeni i poszedłem ubrać granatowe conversy. Z półki zabrałem czarne okulary ray ban wayfarer. Schyliłem się po plecak, zarzuciłem go na prawe ramię i ostatni raz spojrzałem w lustro. Obok mnie stał już Enzo ze śmieszną miną.
- Wystraszyłem Cię? - zapytał.
- Nie. - przeczesałem włosy ręką.
- A teraz? - ukazał zęby i zrobił 'straszną' minę, która w jego wykonaniu wyszła komicznie.
- Stary, może Cię zasmucę, ale powiem Ci bolesną prawdę. - położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś i nigdy nie będziesz straszny.
*Vakance (włoski) wakacje
* * *
Gdy dwie godziny później na przerwie przed literaturą włoską Enzo wyciągał książki ze swojej szafki, ja stałem obok, oparty o metalowe drzwiczki i patrzyłem na najpiękniejszą dziewczynę, która jest w tej szkole - Tina. Wysoka szatynka o dużych brązowych oczach na ogół miła i pomocna. Dzisiaj ubrana w czarne leginsy, białą koszulę i białe balerinki. Włosy związane w długiego warkocza. Stała po przeciwnej stronie, także opierając się, trzymając książki i rozmawiając ze swoimi przyjaciółkami - Monicą i Aną. Patrzyłem na nią bez przerwy. Miałem po nadzieję, że na mnie spojrzy.
- Oh, a Ty cały czas w tej Tinie? - zapytał Enzo patrząc w ich stronę. - Patrz lepiej na Monicę. - wskazał brodą na przyjaciółkę Tiny - średniej wysokości rudawa dziewczyna o dużych, zielonych oczach. Dobra z nauk ścisłych, miła. Ezno kocha się w niej jeszcze od przedszkola. Tylko on przynajmniej z nią rozmawia i spotyka co jakiś czas. Szczęściarz.
- Pf, Tina.. To Anioł, Bogini.. - szepnąłem wciąż wpatrując się w nią.
Nagle stała się rzecz absolutnie nieoczekiwana - Tina odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Patrzyła tak dłuższą chwilę, uśmiechnęła się, 'puściła' mi prawe oko i odeszła w stronę klasy.
- Czy ja dobrze widziałem, czy Twój Anioł w końcu na Ciebie spojrzał? - zaśmiał się Enzo.
- Chyba zemdleję.. Czy tylko mi jest gorąco?
- Tak, szczególnie w spodniach. - poklepał mnie po plecach, zaczął się śmiać i poszedł przed siebie.
- Enzo, matole! - krzyknąłem za nim i równocześnie poczułem, że lekko się czerwienię. Kiedyś go uduszę. Zadzwonił dzwonek, więc poszedłem prosto do sali. Usiadłem na ostatnim miejscu, wyciągnąłem zeszyt i ku mojemu zdziwieniu ławkę obok mnie usiadła Tina. Nigdy wcześniej tutaj nie siadała.
- Cześć. - szepnęła i uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeżeli tutaj usiądę?
- Nie, jasne, że nie. - odparłem z uśmiechem. Jej aksamitny głos wciąż rozchodził się w mojej głowie niczym echo.
- Witam uczniów. - do sali wszedł młody nauczyciel z literatury włoskiej. Wysoki, umięśniony, zawsze zadbany z poczesanymi włosami i nieskazitelnymi ubraniami. Niekiedy zastanawiam się czy nie jest gejem.
- Wiem, że jest ostatni dzień szkoły, ale kazałem wam napisać wiersz. Jest jakiś ochotnik? - zapytał. Wszyscy jęknęli, a on lekko uśmiechnął się i spojrzał do dziennika.
- No więc.. Może Fasani? Cosimo? Masz? - zapytał nachylając się na prawej nodze, aby mnie zobaczyć. - Masz?
- Mam, mam. - westchnąłem. Wziąłem do ręki zeszyt i ruszyłem przed siebie, na środek klasy do mównicy. - Tylko to trochę głupie jest. - szepnąłem.
- Piszesz dobre wiersze, Cosimo. Czytaj. - powiedział nakazując rękę.
- Eh, no dobra.. Tylko bez śmiechów.. - szepnąłem. Otworzyłem odpowiednią stronę i zacząłem czytać. - Amor wystawił mnie jak tarczę strzale.. - zacząłem spoglądając co chwilę na Tinę. Słuchała wpatrzona we mnie. - jak słońcu śnieg i tak jak wosk ogniowi, jak mgłę na wiatr, on słowa moje łowi, bo choć Cię wołam, Ty nie słyszysz wcale. - przerwałem na chwilę. Dziewczyna wciąż patrzyła na mnie. - Z oczu twych runął cios, co rani stale i nic dlań czas i przestrzeń nie stanowi;
od Ciebie samej idą jak domowi:
słońce i wiatr, i żar, w którym się palę. - ponownie przerwałem i spojrzałem na nauczyciela. Głowę opierał o pięść i słuchał uważnie.
- Myśli to strzały, Twoja twarz to słońce. - wypowiedziałem to słowo patrząc na dziewczynę. Chyba domyśliła się, że chodzi o nią. - pragnienie - ogień, tą trojaką bronią miłość mnie rani, niszczy i olśniewa;
anielski śpiew i słowa nie cichnące, od których moce żadne mnie nie bronią:
laurowy wiatr, co życie me rozwiewa*. - skończyłem, zabrałem zeszyt i poszedłem w stronę mojej ławki. Usłyszałem ciche brawa.
- Dostajesz 5 już na następny rok. - powiedział nauczyciel i usiadł za biurkiem.
Ja usiadłem na krześle i wyciągnąłem iPhon'a. Gdy czytałem poczułem wibracje.
'Na przerwie w mojej sali!' - sms od Jennifer. Odłożyłem telefon i otworzyłem zeszyt.
- Mam pytanko. - szepnęła Tina i nachyliła się w moją stronę. - Odczułam, że.. że to było do mnie.. Ten wiersz..
- Szczerze? - zapytałem.
- Nie, okłamuj mnie. - zaśmiała się cicho. - Więc?
- Jak najbardziej prawidłowe odczucie. - odpowiedziałem po chwili namysłu. Dziewczyna chciała coś dodać, ale nauczyciel jej przerwał. Stanął pomiędzy naszymi ławkami i patrzył to na mnie to na nią.
- Panno Amiccuci, chce się Pani z nami czymś podzielić? - zapytał patrząc na nią, później jego wzrok skierował się na mnie. - Panie Fasani, niech się Pan z nią umówi i nie przeszkadza mi na lekcji. - pogroził palcem i wrócił na swoje miejsce. Naprawdę myśli, że jest groźny?
- Pogadamy na przerwie, okej? - szepnęła, a ja się uśmiechnąłem. Nauczyciel zaczął coś tłumaczyć, a ja zatopiłem się w wytworach własnej wyobraźni i zacząłem rysować w zeszycie. Gdy zadzwonił dzwonek coś do mnie doszło.
- Słuchaj, Tina.. Za godzinę kończę, a teraz przypomniało mi się, że Pani Jennifer mnie wzywała. Może odprowadzę Cię do domu i wtedy pogadamy? - zaproponowałem wsadzając zeszyt do torby. Dziewczyna przytaknęła z uśmiechem. Nie powiem, że nie, ale strasznie mi ulżyło, że się zgodziła.
Wybiegłem z klasy, przebiegłem dwa długie korytarze i wpadłem do klasy Jen.
- Cześć Pani nauczycielko. - powiedziałem zamykając za sobą drzwi. Wysoka blondynka o niebiesko - brązowych oczach siedziała za biurkiem. Ubrana w ciemne rurki i dżinsową koszulę. Włosy jak zwykle rozpuszczone.
- Cześć kochany uczniu. - uśmiechnęła się szeroko. Usiadłem na ławce na przeciwko jej biurka. Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Więc co się stało? - zapytałem.
- W sumie to nic. Chciałam Cię zobaczyć i zaproponować wieczorne piwo i film u mnie. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jennifer pochodzi z Ameryki i ma całkowicie inne zwyczaje niż my, włosi. Zakładam, że żadna Włoszka nie zaproponowałaby chłopakowi piwa, jeszcze uczniowi. Ale za to ją kocham. Jest miła, bardzo wrażliwa, wyrozumiała, w pewnym sensie inna i mogę z nią porozmawiać jak z facetem - ma 3 braci, więc mnie rozumie.
- A co z Gaetanem? - Gaetano to okropny chłopak Jen. Większość dziewczyn może uznać go za atrakcyjnego, ale to kawał chama.
- Zerwałam z nim. To koniec. - szepnęła. Złożyła jakieś papiery i wstała. Oparła się o biurko.
- Coś.. coś Ci zrobił?
- Nie, nic. Skończyłam z nim i tyle. - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Wstałem i objąłem ją w talii.
- Zawsze masz mnie.. Może niższego od Ciebie, ale i tak kochanego. -
Dziewczyna zaśmiała się.
- Wpadnij o 19, dobrze? I spadaj na lekcje, drogi uczniu. - wyszła z sali, a ja za nią. Ona skierowała się do pokoju nauczycielskiego, a ja w przeciwną stronę do Enza, który opierał się o ścianę.
- Od dzisiaj wszystko się zmieni! - powiedziałem zachwycony.
- Co, Jen zaproponowała Ci łóżko? - zapytał. Uderzyłem go w głowę.
- Nie bałwanie. Matoł z Ciebie. My jesteśmy..
- Tak, tak. Tylko przyjaciółmi. - przerwał mi.
- Oh, Ty byś myślał tylko o jednym. Łóżko, łóżko i łóżko. A nie na tym życie polega.
- Mówisz tak, bo jesteś prawiczkiem.
- Spieprzaj. To są moje prywatne sprawy! - oburzyłem się i walnąłem go w ramię. Skąd on niby o tym wiedział? Po za tym, nie powinien tak o tym mówić, nie w szkole.
- Dobra, tak serio.. To jaki jest ten Twój powód do tej niby zmiany?
- Tina! - powiedziałem radośnie. - Odprowadzam ją do szkoły. Zajebiście stary, zajebiście. Po za tym, obiecałem sobie, że wraz z początkiem wakacji zmienię swoje życie.
Chłopak zaczął się głośno śmiać. Wprost nie rozumiałem jego reakcji.
- Cosimo wstawaj, ostatni dzień szkoły! Chyba nie chcesz się spóźnić? - obudził mnie krzyk mojej mamy. Uchyliłem lekko oczy i ujrzałem ją, stojącą w drzwiach z niedbale zarzuconymi rękoma na biodrach. Ubrana jeszcze w zieloną piżamę uśmiechała się do mnie. Włosy miała spięte w koka. Podeszła do okna i podniosła żaluzje.
- Nie.. Błagam.. - powiedziałem nakładając na głowę poduszkę. Moja mama - dyrektor banku, jako mama dobra i wyrozumiała, ale mocno odczuć można jej wysokie stanowisko, które pełni na co dzień. Jest uparta, lubi rozkazywać i potrafi zajść za skórę każdego człowieka. Prócz tego jest niemalże perfekcyjna. Zawsze śmiała się ze mnie, że nie potrafię wstać na czas do szkoły i zawsze się spóźniam. Co ja na to poradzę, iż lubię spać? Perfekcyjność nie przechodzi w genach.
- Wstawaj, bo poleję Cię wodą. - zaśmiała się cicho i wyszła z pokoju. Gdy przymknąłem oczy z nadzieją, że mogę jeszcze na chwilę się zdrzemnąć usłyszałem dźwięk mojego iPhone'a. Zakląłem cicho pod nosem i po omacku znalazłem telefon ręką. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
- Kto śmie mnie budzić? - zapytałem poważnym tonem. W słuchawce usłyszałem dobrze mi znajomy śmiech. Vincenzo.
- Enzo, co chcesz? - zapytałem powstrzymując śmiech. Enzo to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od dziecka. Przy nim nie można się nudzić, szczególnie dlatego, że ma bardzo zaraźliwy śmiech. Z nas dwóch to on zawsze ma te głupie pomysły.
- Wielmożny Panie, zaszczycę Panicza na śniadaniu i mam nadzieję, iż mi Pan pozwoli. - powiedział naśladując arystokratę.
- Jeżeli Pan musi. - odparłem. Chwila ciszy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Będę za 10 minut. - zakomunikował i się rozłączył. Skoro on tu będzie za chwilę to oznacza, że pora wstać. Nie może zastać mnie w łóżku.
Kiedyś przyszedł do mnie, gdy jeszcze spałem. Nie dość, że porysował mnie mazakiem to jeszcze oblał wodą. Żartowniś.
Niechętnie podniosłem się z łóżka. Wstałem i rozprostowałem się. Jak ja się cieszę, że to już koniec roku szkolnego i wczesnego wstawania.
Ubrałem szybko czarne dżinsy i czarną bokserkę z napisem 'Vakance' *
Popsikałem się perfumem, zabrałem granatowy plecak i wszedłem do kuchni, w której siedziała już ubrana mama. Jak zawsze w czarny damski garnitur.
- Przez te ubrania zmienisz się kiedyś w faceta, albo sofę.. zobaczysz. - parsknąłem śmiechem i nalałem sobie kawy.
- Takie wymogi. - odparła. - Po za tym, synku.. Nikt nie kupiłby Ci sofy z takiego materiału, bo jest okropny. - dokończyła i wróciła do czytania gazety. Zacząłem się śmiać. W misce wymieszałem płatki z zimny mlekiem, w drugiej misce do Enza zrobiłem to samo. Gdy chciałem usiąść w mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania. Podszedłem szybko do drzwi i otworzyłem je. W progu stał wysoki szatyn o dużych brązowych oczach. Ubrany w czarne spodenki do kolan i granatową koszulę, z przewieszonym plecakiem na jednym ramieniu stał z uśmiechem.
- Ziom, przeszkodziłeś mi dzisiaj już drugi raz! - powiedziałem i gestem wpuściłem go do środka.
- Nie przesadzaj. Nie moja wina, że zawsze, gdy dzwonię to albo jesz, albo śpisz. Jesteś jak taki stworek robiący tylko dwie czynności. - uśmiechnął się i poszedł do kuchni, a ja za nim.
- Dobry. - powiedział do mojej rodzicielki i usiadł obok niej. - Widzę, że Pani ogarnięta, nie to co syn. -
Moja mama uśmiechnęła się tylko i wstała.
- Idę do pracy. Miłego dnia chłopcy. - poczochrała nas po głowie, zabrała torebkę i wyszła z mieszkania.
- Jak to jest, że zawsze, gdy przychodzę to ona wychodzi? - zapytał wciskając do ust łyżkę z płatkami. - Nie lubi mnie?
- Ona Cię kocha, serio. - łyknąłem kawy.
- Aż czuję tą ironię w głosie, kłamco. - zmrużył oczy i przez chwilę patrzył na mnie z poważną miną. - Mój mózg uważa, że przychodzę za późno, czyli w porze, gdy wychodzi do pracy. Niech tak zostanie.
- Twój co? - zapytałem zdziwiony. Przerwałem jedzenie i lekko otwarłem usta ze zdziwienia. Enzo lekko uderzył mnie z pięści w ramię.
- Bardzo śmieszne, ha ha. - zabrał mój kubek z kawą i się napił. - Jak ja uwielbiam śniadania u Ciebie. - nachylił miskę i dopił mleko. Wstał, odłożył naczynie i ruszył w stronę toalety.
- Jak to jest, że ty zawsze wsysasz to jedzenie jak odkurzacz? - zapytałem śmiejąc się. Po chwili zrobiłem to co on i poszedłem za nim. Chłopak stał przy lustrze i układał włosy na żelu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Chcesz też?
- Nie, dzięki. Wolę swoją naturalną piękność. - przeczesałem ręką włosy. - Rusz się, bo trzeba jechać.
Przeszedłem do swojego pokoju, zabrałem portfel, który wsadziłem do kieszeni i poszedłem ubrać granatowe conversy. Z półki zabrałem czarne okulary ray ban wayfarer. Schyliłem się po plecak, zarzuciłem go na prawe ramię i ostatni raz spojrzałem w lustro. Obok mnie stał już Enzo ze śmieszną miną.
- Wystraszyłem Cię? - zapytał.
- Nie. - przeczesałem włosy ręką.
- A teraz? - ukazał zęby i zrobił 'straszną' minę, która w jego wykonaniu wyszła komicznie.
- Stary, może Cię zasmucę, ale powiem Ci bolesną prawdę. - położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Nie jesteś i nigdy nie będziesz straszny.
*Vakance (włoski) wakacje
* * *
Gdy dwie godziny później na przerwie przed literaturą włoską Enzo wyciągał książki ze swojej szafki, ja stałem obok, oparty o metalowe drzwiczki i patrzyłem na najpiękniejszą dziewczynę, która jest w tej szkole - Tina. Wysoka szatynka o dużych brązowych oczach na ogół miła i pomocna. Dzisiaj ubrana w czarne leginsy, białą koszulę i białe balerinki. Włosy związane w długiego warkocza. Stała po przeciwnej stronie, także opierając się, trzymając książki i rozmawiając ze swoimi przyjaciółkami - Monicą i Aną. Patrzyłem na nią bez przerwy. Miałem po nadzieję, że na mnie spojrzy.
- Oh, a Ty cały czas w tej Tinie? - zapytał Enzo patrząc w ich stronę. - Patrz lepiej na Monicę. - wskazał brodą na przyjaciółkę Tiny - średniej wysokości rudawa dziewczyna o dużych, zielonych oczach. Dobra z nauk ścisłych, miła. Ezno kocha się w niej jeszcze od przedszkola. Tylko on przynajmniej z nią rozmawia i spotyka co jakiś czas. Szczęściarz.
- Pf, Tina.. To Anioł, Bogini.. - szepnąłem wciąż wpatrując się w nią.
Nagle stała się rzecz absolutnie nieoczekiwana - Tina odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Patrzyła tak dłuższą chwilę, uśmiechnęła się, 'puściła' mi prawe oko i odeszła w stronę klasy.
- Czy ja dobrze widziałem, czy Twój Anioł w końcu na Ciebie spojrzał? - zaśmiał się Enzo.
- Chyba zemdleję.. Czy tylko mi jest gorąco?
- Tak, szczególnie w spodniach. - poklepał mnie po plecach, zaczął się śmiać i poszedł przed siebie.
- Enzo, matole! - krzyknąłem za nim i równocześnie poczułem, że lekko się czerwienię. Kiedyś go uduszę. Zadzwonił dzwonek, więc poszedłem prosto do sali. Usiadłem na ostatnim miejscu, wyciągnąłem zeszyt i ku mojemu zdziwieniu ławkę obok mnie usiadła Tina. Nigdy wcześniej tutaj nie siadała.
- Cześć. - szepnęła i uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeżeli tutaj usiądę?
- Nie, jasne, że nie. - odparłem z uśmiechem. Jej aksamitny głos wciąż rozchodził się w mojej głowie niczym echo.
- Witam uczniów. - do sali wszedł młody nauczyciel z literatury włoskiej. Wysoki, umięśniony, zawsze zadbany z poczesanymi włosami i nieskazitelnymi ubraniami. Niekiedy zastanawiam się czy nie jest gejem.
- Wiem, że jest ostatni dzień szkoły, ale kazałem wam napisać wiersz. Jest jakiś ochotnik? - zapytał. Wszyscy jęknęli, a on lekko uśmiechnął się i spojrzał do dziennika.
- No więc.. Może Fasani? Cosimo? Masz? - zapytał nachylając się na prawej nodze, aby mnie zobaczyć. - Masz?
- Mam, mam. - westchnąłem. Wziąłem do ręki zeszyt i ruszyłem przed siebie, na środek klasy do mównicy. - Tylko to trochę głupie jest. - szepnąłem.
- Piszesz dobre wiersze, Cosimo. Czytaj. - powiedział nakazując rękę.
- Eh, no dobra.. Tylko bez śmiechów.. - szepnąłem. Otworzyłem odpowiednią stronę i zacząłem czytać. - Amor wystawił mnie jak tarczę strzale.. - zacząłem spoglądając co chwilę na Tinę. Słuchała wpatrzona we mnie. - jak słońcu śnieg i tak jak wosk ogniowi, jak mgłę na wiatr, on słowa moje łowi, bo choć Cię wołam, Ty nie słyszysz wcale. - przerwałem na chwilę. Dziewczyna wciąż patrzyła na mnie. - Z oczu twych runął cios, co rani stale i nic dlań czas i przestrzeń nie stanowi;
od Ciebie samej idą jak domowi:
słońce i wiatr, i żar, w którym się palę. - ponownie przerwałem i spojrzałem na nauczyciela. Głowę opierał o pięść i słuchał uważnie.
- Myśli to strzały, Twoja twarz to słońce. - wypowiedziałem to słowo patrząc na dziewczynę. Chyba domyśliła się, że chodzi o nią. - pragnienie - ogień, tą trojaką bronią miłość mnie rani, niszczy i olśniewa;
anielski śpiew i słowa nie cichnące, od których moce żadne mnie nie bronią:
laurowy wiatr, co życie me rozwiewa*. - skończyłem, zabrałem zeszyt i poszedłem w stronę mojej ławki. Usłyszałem ciche brawa.
- Dostajesz 5 już na następny rok. - powiedział nauczyciel i usiadł za biurkiem.
Ja usiadłem na krześle i wyciągnąłem iPhon'a. Gdy czytałem poczułem wibracje.
'Na przerwie w mojej sali!' - sms od Jennifer. Odłożyłem telefon i otworzyłem zeszyt.
- Mam pytanko. - szepnęła Tina i nachyliła się w moją stronę. - Odczułam, że.. że to było do mnie.. Ten wiersz..
- Szczerze? - zapytałem.
- Nie, okłamuj mnie. - zaśmiała się cicho. - Więc?
- Jak najbardziej prawidłowe odczucie. - odpowiedziałem po chwili namysłu. Dziewczyna chciała coś dodać, ale nauczyciel jej przerwał. Stanął pomiędzy naszymi ławkami i patrzył to na mnie to na nią.
- Panno Amiccuci, chce się Pani z nami czymś podzielić? - zapytał patrząc na nią, później jego wzrok skierował się na mnie. - Panie Fasani, niech się Pan z nią umówi i nie przeszkadza mi na lekcji. - pogroził palcem i wrócił na swoje miejsce. Naprawdę myśli, że jest groźny?
- Pogadamy na przerwie, okej? - szepnęła, a ja się uśmiechnąłem. Nauczyciel zaczął coś tłumaczyć, a ja zatopiłem się w wytworach własnej wyobraźni i zacząłem rysować w zeszycie. Gdy zadzwonił dzwonek coś do mnie doszło.
- Słuchaj, Tina.. Za godzinę kończę, a teraz przypomniało mi się, że Pani Jennifer mnie wzywała. Może odprowadzę Cię do domu i wtedy pogadamy? - zaproponowałem wsadzając zeszyt do torby. Dziewczyna przytaknęła z uśmiechem. Nie powiem, że nie, ale strasznie mi ulżyło, że się zgodziła.
Wybiegłem z klasy, przebiegłem dwa długie korytarze i wpadłem do klasy Jen.
- Cześć Pani nauczycielko. - powiedziałem zamykając za sobą drzwi. Wysoka blondynka o niebiesko - brązowych oczach siedziała za biurkiem. Ubrana w ciemne rurki i dżinsową koszulę. Włosy jak zwykle rozpuszczone.
- Cześć kochany uczniu. - uśmiechnęła się szeroko. Usiadłem na ławce na przeciwko jej biurka. Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Więc co się stało? - zapytałem.
- W sumie to nic. Chciałam Cię zobaczyć i zaproponować wieczorne piwo i film u mnie. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jennifer pochodzi z Ameryki i ma całkowicie inne zwyczaje niż my, włosi. Zakładam, że żadna Włoszka nie zaproponowałaby chłopakowi piwa, jeszcze uczniowi. Ale za to ją kocham. Jest miła, bardzo wrażliwa, wyrozumiała, w pewnym sensie inna i mogę z nią porozmawiać jak z facetem - ma 3 braci, więc mnie rozumie.
- A co z Gaetanem? - Gaetano to okropny chłopak Jen. Większość dziewczyn może uznać go za atrakcyjnego, ale to kawał chama.
- Zerwałam z nim. To koniec. - szepnęła. Złożyła jakieś papiery i wstała. Oparła się o biurko.
- Coś.. coś Ci zrobił?
- Nie, nic. Skończyłam z nim i tyle. - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Wstałem i objąłem ją w talii.
- Zawsze masz mnie.. Może niższego od Ciebie, ale i tak kochanego. -
Dziewczyna zaśmiała się.
- Wpadnij o 19, dobrze? I spadaj na lekcje, drogi uczniu. - wyszła z sali, a ja za nią. Ona skierowała się do pokoju nauczycielskiego, a ja w przeciwną stronę do Enza, który opierał się o ścianę.
- Od dzisiaj wszystko się zmieni! - powiedziałem zachwycony.
- Co, Jen zaproponowała Ci łóżko? - zapytał. Uderzyłem go w głowę.
- Nie bałwanie. Matoł z Ciebie. My jesteśmy..
- Tak, tak. Tylko przyjaciółmi. - przerwał mi.
- Oh, Ty byś myślał tylko o jednym. Łóżko, łóżko i łóżko. A nie na tym życie polega.
- Mówisz tak, bo jesteś prawiczkiem.
- Spieprzaj. To są moje prywatne sprawy! - oburzyłem się i walnąłem go w ramię. Skąd on niby o tym wiedział? Po za tym, nie powinien tak o tym mówić, nie w szkole.
- Dobra, tak serio.. To jaki jest ten Twój powód do tej niby zmiany?
- Tina! - powiedziałem radośnie. - Odprowadzam ją do szkoły. Zajebiście stary, zajebiście. Po za tym, obiecałem sobie, że wraz z początkiem wakacji zmienię swoje życie.
Chłopak zaczął się głośno śmiać. Wprost nie rozumiałem jego reakcji.
----------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że jest w miarę ok. c;
Tutaj gif Cosima i Enza. :3
Mam nadzieję, że jest w miarę ok. c;
Tutaj gif Cosima i Enza. :3
Dobra więc mam wrażenie że oczekujesz szczerej opinii. Jak zaczęłam czytać to od razu mnie zniechecilas. Przykro mi to mówić ale tak jest. Na samym wstępie zastosowalas pomieszanie czasów. W jednym zdaniu pisałaś terazniejszy A w następnym w przeszłości. Powinnaś zwrócić na to uwagę. ,,obudził" czas przeszły. ,,można" ,,jest" czas terazniejszy.
OdpowiedzUsuńFabułę masz ok. Jest interesująca. Wciąga. Nie wiem czy to było celowe Ale na końcu tego wiersza co chłopak recytowal postawilas gwiazdkę, a odnośnika nie znalazłam.
I według mnie. Ale się nie przejmuj bo też mam z tym problem. Zastosuj więcej emocji. To co on czuję i to co myśli. Na to jak czytelnicy zwrócili mi uwagę to dopiero zauwazylam mój błąd. Twój jest taki sam.
Czyta się lekko i łatwo. Brakowało mi tylko jakiegoś rozwinięcia gdy on przyszedł do tej nauczycielki i objął ja w tali. Emocje i dokładniejszych odpis.
Nie zniechęcają się :*
mam nadzieję że pomoglam
http://wardress-guard.blogspot.com/?m=1