czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 11
Obudziłem się z okropnym bólem głowy i do tego nie w swoim łóżku. Oprócz bólu głowy czułem jeszcze ból w okolicach żeber. Otarłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Od razu go poznałem. Duży ciemny pokój Enza. Zjechałem ręką po gołym brzuchu i dotknąłem miejsca, które mnie boli. Poczułem straszliwy ból i chłód. Usiadłem na łóżku po czym wstałem. Spojrzałem do lustra i zobaczyłem sine miejsce na brzuchu, a to chłodne to był lód. Moja twarz także nie wyglądała pięknie. Rozcięty łuk brwiowy, stłuczona kość policzkowa i rozwalona dolna warga. Jak Tina mnie takiego zechce? A wszystko przez Gaetana i jego kumpli. To co zdarzyło się wczoraj, pamiętam przez mgłę. Po tym jak Tina pobiegła do Enza, ja próbowałem sam sobie poradzić. Na początku nawet dobrze mi szło, ale później.. Oni zyskali przewagę. Zaczęli mnie wszędzie kopać, okładać pięściami i wyzywać. Kiedy przybiegł Enzo, ja zwijałem się z bólu na drodze. Oczywiście mi pomógł, dał sobie radę i.. dalej nie pamiętam. Prawdopodobnie straciłem przytomność. Rozejrzałem się po pokoju, niestety nigdzie nie widziałem swojej koszuli, więc wyszedłem z pokoju pół nagi. Skierowałem się od razu w stronę kuchni, z której dobiegały znajome mi głosy. Kiedy wszedłem do kuchni zobaczyłem siedzącą przy stole Tinę i stojącego przy blacie Enza. Tina zauważyła mnie jako pierwsza, od razu wstała.
- Wstałeś już? - podeszła do mnie i dotknęła prawą dłonią mojej twarzy.
- Która jest godzina? - zapytałem. Mój przyjaciel odwrócił się i spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- 11, kochanie. - odparła Tina, a ja spojrzałem na Enza.
- Z czego się śmiejesz?
- Piękny jesteś. - zaśmiał się jeszcze głośniej, a ja pokazałem mu środkowy palec.
- Dajcie mi lód. - wskazałem na brzuch. - Trochę mnie to boli.
- Nie uszkodziłeś sobie żebra? - zapytała od razu dziewczyna.
- Nie, znam ten ból. To zwykłe stłuczenie. - uśmiechnąłem się i usiadłem na wolnym krześle, a dziewczyna wróciła na miejsce, na którym przedtem siedziała.
- Miałeś złamane żebro? - zapytała.
- Tak, dwa razy.
- Debil kiedyś skakał na krosie i zawsze źle się to kończyło.
- Ej, przez skakanie miałem złamane tylko raz.
- A drugi?
- Ścigałem się z takim synkiem, nagle auto wyjechało zza zakrętu, a ja go nie zauważyłem. Miałem złamane żebro i rękę.
- Musiałem robić mu jedzenie przez miesiąc. - poskarżył się od razu Enzo.
- Nie przesadzaj, okej? Miałeś darmowe piwo.
- Słyszałem, że od dzisiaj już go nie pijesz. - przyjaciel podał mi kubek z kawą, a ja spojrzałem na Tinę, która uśmiechała się od ucha do ucha.
- Zadbam o Ciebie.
- Nie chce was wyganiać, ale umówiłem się z Monicą na mieście i musze spadać.
- Dlatego dałeś mi kawe.. - zmarszczyłem brwi.
- Znając Ciebie za chwile jej nie będzie, albo weźmiesz ją ze sobą.
- A gdzie moja koszula?
- Dałem do pralki, bo była zakrwawiona.
- I po całej nocy mam wrócić do domu pół nagi? Co ja powiem mamie?
- Nie ma jej w domu. - zaczął szybko sprzątać.- Ogarnęliśmy to z Tiną. Wyszła jakieś 20 - ścia minut temu do pracy, więc powinieneś zdążyć się ubrać. - poklepał mnie po ramieniu, które również jest obolałe i wyszedł z pomieszczenia. Spojrzałem na Tinę, która uśmiechnęła się słabo. Wstała i podeszła do mnie.
- Idziemy? - chwyciła mnie za dłoń i splotła nasze palce. Spojrzałem na nią, przytaknąłem i wstałem.
- A tak w ogóle.. - do kuchni wrócił Enzo. Spojrzał na nas z uśmiechem. - Jesteście razem, tak?
- Tak. - odparłem i objąłem dziewczynę ramieniem.
- W końcu! - podskoczył, a ja zacząłem się śmiać. - Twoje marzenia się spełniły, nareszcie. - zaśmiał się i poklepał mnie ponownie po ramieniu. - Szczęścia, a Tobie.. - spojrzał na Tinę. - Wytrwałości, bo to debil jest, ale pokochasz go. - mrugnął do niej prawym okiem.
- Wiem. - przytuliła się do mnie mocniej, a ja poczułem mocny ból prawego żebra, ale nie okazałem tego. Nie chciałem, aby Tina odsunęła się ode mnie choćby na minimetr.
- Słodcy jesteście. - uśmiechnął się Enzo. - Ale to nie zmienia faktu, że muszę wyjść. - wskazał ręką w stronę drzwi.
- Jesteś niekulturalny. - powiedziałem, a on parsknął śmiechem.
- Wieczorem możemy się spotkać.
- Wieczór mamy zajęty. - odezwała się nagle Tina, a ja spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje białe zęby.
- Stary, szykuj się na gorącą noc. - zaśmiał się Enzo, a my skierowaliśmy się w stronę drzwi.
- Miłego dnia. - pożyczyłem mu wychodząc. Stanęliśmy przed drzwiami do mojego mieszkania. Z kieszeni wyciągnąłem klucze i szybko otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka, ja od razu skierowałem się do kuchni, aby z zamrażarki zabrać lód. Usiadłem na krześle i przyłożyłem go do żeber.
- Na pewno wszystko z nimi okej? Nie złamane? - zapytała dziewczyna.
- Nie, nie. Gdybym miał złamane, zwijałbym się z bólu przy każdym ruchu. One są tylko obite, za tydzień, góra dwa powinno być lepiej. - uśmiechnąłem się maskując narastający ból.
- Więc co chcesz robić wieczorem?
- Zobaczysz, to ma być niespodzianka. - podeszła do lodówki i zaczęła czegoś w niej szukać.
- Wczoraj wspominałeś coś o gotowaniu.. - zaczęła. - Więc trochę się tutaj porządzę i zrobię coś dobrego do jedzenia. - zaczęła wyciągać jakieś produkty z lodówki.
- Już chcesz mnie otruć? - skrzywiłem się, a ona zaśmiała się sarkastycznie.
- To akurat potrafię ugotować. Moja mama uczyła mnie tego od dziecka, więc powinno Ci smakować. - wyciągnęła patelnie i jakieś inne garnki plus noże. Wstałem i stanąłem obok niej.
- A co to dokładnie będzie? - zapytałem. Ona odwróciła głowę w moją stronę, nasze usta były niebezpiecznie blisko. Spojrzałem jej w oczy, później na usta i znów w oczy.
- Zobaczysz. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie lekko w usta. - Idź pod prysznic, ogarnij się. Masz jakieś 40 minut, korzystaj.
- No okej, mamusiu. - wyszedłem z kuchni w stronę swojego pokoju. Z szafy zabrałem jakieś pierwsze lepsze ubrania i poszedłem w kierunku toalety. Faktycznie muszę wziąć prysznic. Na twarzy mam jeszcze zaschniętą krew, tak jak i na kostkach w obydwóch dłoniach. Oprócz obolałego ciała, ten dzień zapowiada się dobrze. Tina jest moją dziewczyną, gotuje mi właśnie obiad, ma dla mnie niespodziankę na wieczór, a co najważniejsze.. jest moją dziewczyną!

Po prysznicu i ubraniu się wyszedłem z łazienki. Od razu ruszyłem w stronę kuchni, ale Tina chyba nie usłyszała, że wyszedłem, bo stała przy blacie, całkowicie skupiona na mieszaniu jakieś zawartości w misce i nuceniu jakieś piosenki. Podszedłem do niej po cichu, od tyłu i objąłem ją w pasie. Dziewczyna wystraszyła się, a ja zacząłem się śmiać.
- Głupi jesteś. Chcesz, żebym dostała zawału? - jęknęła biorąc głęboki wdech. Położyłem podbródek na jej barku, wciąż obejmując ją w pasie.
- Nie wybaczysz mi? - szepnąłem udając smutny głos.
- Nie. - udała obrażoną. Ja natomiast powoli, prawą ręką założyłem jej włosy, które opadały na szyję, za ucho. Kiedy przejeżdżałem powoli dłonią po jej szyi, poczułem jak przechodzą ją ciarki. Zaśmiałem się w duchu. Nachyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi.
- Wciąż mi nie wybaczysz? - zapytałem prostując się.
- Tak. - odparła po chwili i wróciła do mieszania. Ja wciąż się nie poddawałem. Ponownie pocałowałem ją w szyję, ale tym razem pocałunek był dłuższy.
- Zabiję Cię. - jęknęła i odwróciła się do mnie napięcie. Spojrzała mi w oczy, później na usta. Po sekundzie złączyła nasze usta w jednym, namiętnym pocałunku. Położyłem dłonie na jej talii, a ona mnie objęła. Przerwałem pocałunek i ustami ponownie przyległem do szyi.
- Cosmo, spadaj. - jęknęła i zaczęła się śmiać. Oderwałem się od niej dopiero, gdy oberwałem szmatką po głowie. - Muszę ugotować coś do zjedzenia. - usprawiedliwiła się i wróciła do mieszania.
- Twoja mama dobrze gotuje? - zapytałem siadając przy stole. Oparłem się o ścianę i uważnie przyglądałem się dziewczynie.
- Kiedyś, gdy jeszcze nie była tak zajęta pracą, to często gotowała i mnie brała jako asystentkę. Kiedyś było o wiele lepiej.
- Wspominacie to teraz?
- Ja wspominam. - przesypała coś do garnka i podeszła do zlewu. - W samotności. Nie mam już z nią takiego super kontaktu jak kiedyś.
- Szkoda, że tak to wszystko się zepsuło.
- Oni oboje wybrali prace. - powiedziała smutnym głosem. - Zrozumieją co stracili, gdy na starość mnie nie będzie, bo gdzieś wyjadę. Dopiero, gdy czegoś będą chcieć to zadzwonią i każą mnie ściągać do siebie. Zawsze tak jest i było. Potrafili zabrać mnie z imprezy u przyjaciółki, bo oni mieli jakieś spotkanie i chcieli pochwalić się dziećmi. Gdyby teraz mnie zabrali, na sto procent nie byłabym tak miła jak kiedyś. Teraz mam własne zdanie i to ich chyba przeraża.
- Każdy powinien je mieć i być sobą. Ja na przykład od zawsze potrafię odmówić wszystkiego czego nie chce, a moja mama chce.
- Co to ma do własnego zdania? Jesteś po prostu uparty.
- A nie asertywny? - zmarszczyłem brwi i udawałem, że myślę, chociaż skrycie wciąż patrzyłem na dziewczynę.
- No dobrze, niech Ci będzie. - postawiła garnek z wodą na gaz i usiadła obok na krześle. - Ale nie zmienia to faktu, że jesteś uparty.
- Nie wiem dlaczego tak sądzisz.
- Teraz nie przypomnę sobie, żadnej sytuacji, ale kiedyś Cię na tym przyłapię. - pogroziła mi palcem wskazującym, a ja zacząłem się śmiać. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa. Ta dziewczyna jest taka piękna i wybrała akurat mnie. Patrzyłem w jej duże, brązowe oczy myśląc o tym jak bardzo jestem w niej zakochany.
- Cosimo, powiedz mi coś śmiesznego o sobie. - powiedziała nagle przerywając krótką ciszę, która nastała między nami.- Albo coś prawdziwego, czego nikt nie wie.
- Jestem szaleńczo w Tobie zakochany. - wypaliłem z uśmiechem na twarzy, a ona pokręciła głową.
- Miało być coś czego nie wiem.
- Hm, więc.. - zastanowiłem się przez chwilę. - Gdy moja mama była w ciąży, lekarze powiedzieli jej, że będę dziewczynką. Udekorowali mi pokój na różowo i chcieli dać mi na imię Quinn. - powiedziałem zażenowany nie mogąc uwierzyć, że akurat to musiałem jej powiedzieć. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Quinn, kochanie. - spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem. - Czekaj, to znaczy, że jestem lesbijką, skoro z Tobą jestem? - dokuczała nie mogąc opanować śmiechu. Też bym się śmiał, ale moje wciąż bolące żebra mi na to nie pozwalały.
- Teraz Twoja kolej. - powiedziałem, gdy przestała się śmiać. Otarła oczy z łez, wciąż jeszcze się śmiejąc.
- Dobrze, skoro zacząłeś o dzieciństwie, to.. hm. - spojrzała za okno. - W przedszkolu nazywali mnie 'ASA'.
- Dlaczego tak? - przerwałem.
- Od agresywna. Taki skrót sobie wymyślili. Pierwsza, środkowa i ostatnia literka. Spryciarze. - zaśmiała się.
- Dlaczego agresywna? - zapytałem ponownie.
- Daj mi dojść do słowa. - jęknęła. - Był pewien chłopak, Patrick. Zawsze wszystkim dokuczał, aż pewnego dnia zabrał mi kredki. Skoczyłam na niego, szarpałam za włosy i w końcu dupek oddał mi kredki, ale podrapał po nosie. Rodzicom powiedziałam, że uderzyłam w drzewo. - zaczęła się śmiać, tak jak i ja. - Od tamtego wydarzenia zawsze wszystkich broniłam, nawet chłopców.
- To Ty taka zadziora jesteś.
- Może trochę. - uśmiechnęła się niegrzecznie. - Lepiej ze mną nie zadzieraj, bo źle się to może skończyć.
- Nigdy bym tego nie zrobił, kochanie.I nie martw się, nigdy nie zabiorę Twoich kredek. - po moich słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Opowiadaj coś jeszcze.
- Na jaki temat?
- Dzieciństwa, czegokolwiek. Byle śmieszne.
 - Widzę, że masz dzisiaj humor na śmianie się ze mnie. Okej, okej. Zaraz coś wymyśle.
- Też Ci coś opowiem, pośmiejemy się z siebie nawzajem.
- Miałem wymyślonego przyjaciela i zawsze się z nim kłóciłem, że nie odkopuje mi piłki.
- Co. - wybuchnęła śmiechem, a ja spuściłem głowę.
- Matteo była fajny, ale nie zawsze grał fair.
- To ja zawsze myślałam, że kura to pies tylko innej rasy. - po minie wywnioskowałem, że sama zdziwiła się tym, co powiedziała.
- Jak można to mylić? Jedno mądre, drugie nie. - wyjaśniłem, a ona wzruszyła ramionami.
- Jak byłam kiedyś na farmie u mojej babci to jedna kopała w ziemi, później w niej leżała i zachowywała się jak pies. - szepnęła zastanawiając się nad tym, co mówi. - Mało ważne, byłam dzieckiem.
- Wyjątkowo dziwnym.. - stwierdziłem.
- Ty nie byłeś lepszy, Quinn. - pokazała mi język i wstała. Podeszła do garnka i zaczęła coś robić. Ja także wstałem. Podszedłem do niej i objąłem ją w talii.
- Idę poszukać jakiegoś filmu, dobrze?
- Okej. - uśmiechnęła się, a ja pocałowałem ją w nos i wyszedłem z kuchni. To będzie cudowny dzień, szczególnie, że spędzę go w całości z Tiną. A najbardziej nie mogę doczekać się wieczoru.
* * *
Po 20 zaparkowałem motor przed jakimś klubem w centrum. Zsiedliśmy z motoru. Spojrzałem na Tinę pytającym wzrokiem, a ona uśmiechnęła się.
- Wiem, że Cię boli, nie musimy iść. - powiedziała, ale ja zaprzeczyłem jednym ruchem głowy.
- Nie jestem połamany, tylko lekko poobijany. - objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy w stronę wejścia.
- Później jeszcze chcę gdzieś pojechać. Jeżeli będziesz miał jeszcze siłę i chęci oczywiście.
- Z Tobą zawsze i wszędzie. - pocałowałem ją w czoło. Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka, gdzie leciała głośna imprezowa muzyka. Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę baru.
- Pamiętaj, Ty nie pijesz. - zawołała tak, żebym mógł ją usłyszeć. Zrobiłem smutną minę, a ona zaczęła się śmiać. Usiedliśmy na hokerach przy blacie.
- Co chcecie? - zapytał kelner ruszając biodrami w rytmie muzyki.
- Najlepszego drinka dla tej Pani i cole dla mnie. - zamówiłem wyciągając portfel.
- Chcesz mnie upić? - dziewczyna szepnęła mi do ucha i zaczęła się śmiać.
- Upiję, wywiozę i wykorzystam. - zażartowałem, a ona jeszcze bardziej zaczęła się śmiać. Oparła głowę o moje ramię i zaczęła nucić piosenkę, którą właśnie puścił Dj. Barman szybko podał nam napoje i odszedł.
- Dziękuję za drinka. - uśmiechnęła się, a ja napiłem się coli.
- Tylko nie wypij od razu, bo jeszcze się spijesz, a ja chcę potańczyć.
- A ja gdzieś jeszcze jechać, więc nie mogę dopuścić do upicia samej siebie.
- A zdradzisz mi gdzie chcesz jechać?
- Nie. Pojedziesz za moimi wskazówkami. - pokazała mi język.
- No dobrze, ale teraz. - wstałem i zabrałem ją za rękę. - Chodź.
Pociągnąłem ją w stronę tłumu, zatrzymałem się i zaczęliśmy tańczyć w rytmach klubowej muzyki. Dziewczyna kręciła biodrami i patrzyła na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Zacząłem się śmiać, gdy dziewczyna zaczęła zniżać się w dół. Cały czas patrzyła mi w oczy, jakby chciała mnie jeszcze bardziej w sobie rozkochać, a przysięgam, że bardziej się nie da.
Po chwili Dj przełączył piosenkę z szybkiej na wolną. Objąłem dziewczynę w talii, a ona oparła głowę o moją klatkę piersiową. Kołysaliśmy się w rytmie piosenki 'Mika - Happy Ending'. Co chwilę robiła kilka kroków do tyłu i obracała się woku własnej osi trzymając mnie wciąż za rękę. Kiedy była oparta o mnie, spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się i spojrzała na moje usta. Zrozumiałem o co jej chodzi, nachyliłem się i pocałowałem ją namiętnie w usta. Dziewczyna nie chciała przerywać i drugą połowę piosenki po prostu staliśmy i całowaliśmy się. Przerwaliśmy dopiero wtedy, gdy Dj puścił na nowo szybką piosenkę.
- Idę się napić. - powiedziałem jej do ucha, a ona kiwnęła głową. Przedarłem się przez tłum tańczących i w większości pijanych nastolatków i oparłem się o blat. Duszkiem wypiłem colę, sprawdziłem telefon, czy nikt nie dzwonił i skierowałem się w stronę Tiny.
To co zobaczyłem, nie zadowoliło mnie. Obok niej tańczył chłopak, którego - widać było - oczarowała. Zaczął się do niej przystawiać, musiałem wkroczyć do akcji. Podszedłem szybko do Tiny, złapałem ją za rękę i przyciągnąłem ją do siebie. Zrobiła kilka obrotów i opadła na mnie śmiejąc się. Pocałowałem ją w policzek i spojrzałem na chłopaka, który wciąż patrzył na moją, podkreślam, moją dziewczynę.
- Zazdrośnik. - usłyszałem głos Tiny.
- Dlaczego, gdy tylko odejdę od Ciebie, zaraz ktoś się obok pojawia? - spojrzałem groźnie na chłopaka.
- Daj spokój. - położyła dłoń na moim policzku i obróciła moją głowę tak, żeby była na wprost jej. Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała w usta.
- Teraz zrozumie, że jestem zainteresowana Tobą. - uśmiechnęła się zadowolona. Najchętniej pokazałbym tamtemu chłopakowi język, ale powstrzymało mnie to, co pomyślałaby o mnie Tina. Jestem dzieckiem w stu procentach.

Po godzinie wyszliśmy z klubu. Tina była trzeźwa, zrobiła tak jak mówiła. Usiedliśmy oboje na motorze i pojechaliśmy w stronę obrzeży Bari w stronę piaszczystej plaży, na którą mało kto chodzi, ponieważ jest ona bardzo oddalona od jakiegokolwiek sklepu. Zaparkowałem przy wejściu i rozejrzałem się dookoła. Nikogo ani niczego nie było, pustka. Nawet latarni.
- Na pewno chcesz tutaj zostać? - zapytałem, a dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze do płuc i przytaknęła.
- Na pewno. Uwielbiam to miejsce. - weszła na plaże nie czekając na mnie. Dogoniłem ją szybko.
- Z kim tutaj przychodziłaś?
- Przyjacielem. - odparła po dłuższej chwili. Zrobiła jeszcze kilka kroków i usiadła tak też zrobiłem i ja.
- Z jakim przyjacielem? - zadałem kolejne pytanie. Usłyszałem jak Tina bierze głęboki wdech, spojrzałem na nią, patrzyła na morze.
- Z Oliverem.. Kiedyś się przyjaźniliśmy.
- Czemu już się nie przyjaźnicie?
- Bo on.. nie żyje. - powiedziała szeptem. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, miała łzy w oczach.
- Przykro mi, nie wiem co powiedzieć.. - powiedziałem i objąłem ją ramieniem. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w głowę. - To to miejsce, o którym mówiłaś ostatnio?
- Tak.. Chciałam Ci je pokazać, zawsze tutaj jestem, gdy mi źle.
- Oboje mamy takie miejsce..
- To moje ulubione miejsce. Chciałabym tutaj jeszcze kiedyś przyjść z nim, ale.. - nie dokończyła, rozumiem ją. Wiem jak boli strata bliskiej osoby. Do dzisiaj ciężko wspominać mi o tacie. Jedyne co mogłem zrobić, to być przy niej i pomagać jej, gdy będzie jej źle.
- Chcę, żebyś mi coś obiecał.. - przerwała chwilową ciszę i chwyciła moją dłoń.
- Tak, kochanie?
- Obiecaj mi, że już nie będziesz się bił. - podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. - Proszę..
- Dlaczego? Nie rozumiem..
- On przez to zginął. - szepnęła. - Złamali mu żebro, które przebiło płuco.. Nie chcę stracić kolejnej osoby..
- Obiecuję Ci. - powiedziałem bez zastanowienia i pocałowałem jej kostki u dłoni. - Też pewnie źle bym skończył, gdyby nie Ty..
- Dlaczego?
-Piłbym, albo coś w tym rodzaju. A teraz.. niby jesteśmy ze sobą bardzo krótko, ale wiem, że zmienisz moje życie na lepsze. O wiele lepsze, że pomożesz mi je poukładać.
- Bo tak zrobię. - uśmiechnęła się i wtuliła się jeszcze bardziej w moje ramię.
- Niekiedy zastanawiam się co ze mną kiedyś będzie. - szepnęła. - Wiesz o co mi chodzi. Gdzie będę pracować, ile będę miała dzieci, czy będę żyć. Życie jest dziwne, może się wszystko stać, a my nie mamy na to żadnego wpływu.
- A ponoć to ja jestem filozofem po alkoholu.. - zaśmiałem się, a ona jęknęła. - A tak na poważnie, to nie warto przejmować się ani przeszłością ani przyszłością. Ludzie zawsze powtarzają 'zapomnij o przeszłości', ale nikt nigdy nie powiedział, że mamy zapomnieć o przyszłości. Przecież, tak naprawdę nie liczy się przyszłość czy przeszłość lecz teraźniejszość. Liczy się tylko to, co dzieje się w tym czasie.
- Od zawsze mam problem z zapomnieniem o przeszłości.
- A ja to niby nie? - poprawiłem się na piasku i objąłem pewniej Tinę. - Do dzisiaj pamiętam jak kolega w przedszkolu zabrał mi klocka. - powiedziałem zdenerwowany, a ona wybuchnęła głośno śmiechem.
- W ogóle nie rozumiesz powagi sytuacji. - skarciłem.
- Biedny Cosmo nie dostał klocusia. - powiedziała tonem małego dziecka. - Nie płacz, kupię Ci Twoje własne klocki. - pocałowała mnie w usta.
- Chciałbym, wiesz? Ale tak naprawdę.
- Kupię Ci na urodziny. - położyła dłoń na mojej nodze, a ja się uśmiechnąłem.
- A tak dokładniej, czego nie potrafisz zapomnieć?
- Hm.. - zamyśliła się na chwilę. - Mojej pierwszej miłości, złamanego serca, kłótni rodziców.. Pamiętam wszystko, dlatego uważaj na swoje słowa skierowane do mnie.
- Nigdy nie powiem Ci złego słowa.
- Ja tylko ostrzegam. - zaśmiała się i pogroziła mi palcem.
- Twoi rodzice aż tak często się kłócą? - opuszkami palców zacząłem gładzić ją po ramieniu.
- Jak  ojciec wypije to zawsze.. Tak.. 3 może 4 razy w tygodniu. Przyzwyczaiłam się już.
- Jak coś..
- Mam pisać, albo dzwonić, wiem. - nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. - Monica to samo zawsze powtarza.
- Ale to ja Cię pocałuję, więc mam pierwszeństwo?
- Zależy ja.. - szepnęła i spojrzała na mnie. Przybliżyłem się do niej i pocałowałem ją krótko w usta.
- Po takim czymś to z Tobą zerwę. - zaśmiała się. Podniosłem jedną brew i powtórzyłem pocałunek, tym razem był on dłuższy i bardziej namiętny. Moje dłonie przeniosły się na plecy, a ona wciąż jedną dotykała mnie po kolanie. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy o siebie nasze czoła.
- A teraz? - zapytałem, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Teraz to będę sama powodować kłótnie, żeby do Ciebie przychodzić. - pocałowała mnie w usta, przesiadła tak, że położyła swoją głowę na moich nogach. Przez dłuższy czas patrzyła w niebo, ale później przeniosła wzrok na mnie. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami. Jak ja się w niej zakochałem, aż wstyd się przyznać. Aby nie zauważyła mojego zaczerwienienia, które na pewno jest już widoczne, położyłem się i zacząłem patrzeć w niebo, na gwiazdy. Życie jest piękne.


--------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale ostatnio miałam bardzo mało czasu na pisanie ;//
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, chociaż nic się w niem nie dzieje, dla mnie średni. Komentujcie <3


1 komentarz: